piątek, 29 listopada 2013
Czwarty.
,, Wszystko się zmienia - chyba na gorsze, i obym nie miał racji - o to proszę. ''
Pierwszy dzień w szpitalu, Julia spędziła w dziwnym nastroju. Czuła się co najmniej nieswojo w obecności pielęgniarek,lekarzy oraz pacjentów. Jedyne co wczoraj poprawiło jej humor to Marco, który dowiózł jej ubrania oraz laptopa. Oczywiście cieszyła się,że jej współlokatorem jest nie kto inny,a Łukasz,który stale poprawiał jej nastrój. Miała nadzieję,że szybko wyjdzie z tej ,,klatki'' którą już na stracie znienawidziła. Wkurzały ją zarozumiałe pielęgniarki oraz dziwni pacjenci,do których żalu mieć nie chciała.Zdawała sobie sprawę z tego,że oni również czują się kiepsko.
Kolejne trzy dni, wyglądały tak samo jak poprzednie, Śniadanie, leki przeciwbólowe, ćwiczenia rehabilitacyjne, obiad, leki, kolacja, sen.-i tak w kółko. Na szczęście, Jula miała Piszcza, dzięki któremu, wszystko nabierało barw.
-Jak myślisz co dzisiaj na obiad?-zapytała Jula,kiedy wrócili do sali, zmęczeni po rehabilitacji.
-To co zwykle : niezidentyfikowany obiekt na talerzu...-zaśmiał się.-A tak poważnie, to nie wiem...
-Domyślałam się, aczkolwiek wolałam zapytać.-obdarowała go uśmiechem.-Wiesz,że jutro wychodzę? Nawet nie wiesz jak bardzo chcę opuścić to miejsce.
-Ech, wiem. Ja też jutro wychodzę i idę prosto do mojego klubowego lekarza...
-Kiepsko...
-Głupie kontuzje...
-Te pościgi, te wybuchy!-zachichotała.-No dobra, chcesz banana?
-Chętnie.-uśmiechnął się i chwycił owoc, po czym zaległ na łóżku.-Mam dosyć tego miejsca, dobrze,że mam normalną współlokatorkę.-spojrzał tajemniczo na dziewczynę.
-Tak? Dzięki.-zaśmiała się.-To jak? Uciekamy na ciastko?
-Jeszcze się pytasz?!-wyszczerzył się i sięgnął po portfel. Wsadził go w kieszeń od dresów a do ręki wziął szczotkę Juli i zaczął przeczesywać swoje włosy. Oczywiście, świetnie się układały, więc nie musiał się długo nad nimi męczyć. Julia zaś, założyła na siebie ulubioną bluzę i byli gotowi do ucieczki. Zachowywali się naturalnie, dzięki czemu nie zwracali na siebie uwagi. Zjechali windą na parter, a stamtąd już prosto poza szpital. Piszczek oczywiście, zadzwonił po taksówkę, gdyż nie chciał za bardzo nadwyrężać swojej nogi. Po piętnastu minutach, byli przed kawiarnią, którą Łukasz ubóstwiał. Lubił spędzać w niej czas, ponieważ wnętrze było bardzo przytulne. Nie było krępującej ciszy, a wręcz przeciwnie.Z głośników puszczana była dobra muzyka, a ludzie obecni w lokalu ochoczo ze sobą rozmawiali.
-Lubisz serniczek?-zapytał wesoły i pełen energii Piszczek.
-Nie, wolę szarlotkę,chociaż...serniczek też dobry.-wyszczerzyła się, pokazując Łukaszowi ząbki.-Jestem jakaś niezdecydowana...
-Widzę.-zachichotał.-Zrobimy tak, kupimy dwa serniki i dwie szarlotki, jeżeli Tobie nie będzie smakował sernik to ja zawsze chętny.-uśmiechnął się promiennie.
-Oj Piszczu, bo jak pójdę to Kloppa, to marny los Twój!
-I tak nie gram...-kręcił nosem.-Więc co za różnica...
-Co Ty, masz jakąś depresję z powodu niegrania w gałę ?
-Cooo?-udał,że temat go nie dotyczy.
-Ej Piszczek! Co Ci jest? Coś się stało?
-Nic, idę zamówić te ciastka...
-Łukasz!-uniosła głos.-Siedź na dupie, ja pójdę, a Ty zaraz mi wszystko opowiesz!-zarządziła i poszła do lady. Poprosiła o dwa kawałki sernika, zupełnie zapominając o szarlotce. Zapłaciła i udała się z talerzykami do stolika, przy którym siedział Piszczek.
-Proszę bardzo.-postawiła przed nim smakołyk.-A teraz mów,o co chodzi?
-Oj, Jula... wczoraj lekarz powiedział mi,że mogę nie zagrać już w tym sezonie.-westchnął smutno.-Nawet nie wiesz, jakie to uczucie dla piłkarza... Boję się,że jutro mogą mi powiedzieć, że to definitywny koniec mojej kariery. W nocy nie śpię, bo myślę co robić,aby szybciej wrócić na boisko,ale z dnia na dzień odpuszczam. Widzę,że to bez sensu.
-Cooo?-wytrzeszczyła oczy.-Ty chcesz się poddać?! Tak po prostu?! Mając miano jednego z najlepszych, prawych obrońców w Europie?! Czy ja śnie?! Łukasz! Musisz uwierzyć! Przecież,za kilka tygodni będziesz już trenował,a za miesiąc może zagrasz.
-Nie jestem tego pewny... mam wrażenie,że moi lekarze nie mówią mi wszystkiego.-spuścił wzrok.-Nienawidzę żyć w obłudzie.
-Piszczu, nie zamartwiaj się, jakoś to będzie...
-Mam nadzieję...
Po zjedzonym deserze, dwójka przyjaciół opuściła kawiarnie i powróciła taksówką do szpitala. Akurat nikt nie spostrzegł ich zniknięcia, dlatego byli zadowoleni. Niecałą godzinkę, odpoczywali na swoich łóżkach, a później siostry położne przyniosły im kolacje,którą Łukasz oraz Julia jutro nakarmią bezdomne koty. Oboje nie mogli przełknąć szpitalnego jedzenia.
***
Już dzisiaj, Łukasz oraz Julka mieli dostać wypis ze szpitala. Dziewczyna poprosiła ordynatora, aby dostała go w godzinach przedpołudniowych. Ku uciesze dziewczyny, około jedenastej do sali weszła siostra położna z wypisem. Wręczyła go, powiedziała Julii jak postępować z ręką i wyszła. Radwańska natomiast spakowała swoje rzeczy w torbę,którą przywiózł jej Marco i poszła pożegnać się z Łukaszem,który musiał jeszcze trochę poczekać.
-No to...się żegnamy Łukaszku.-uśmiechnęła się, lecz nastrój miała zmieszany.
-Żegnamy? Serio? Nie chcesz się już więcej ze mną zobaczyć?-zrobił smutną minę.-Miałem nadzieję,że jeszcze kiedyś pójdziemy na ciastko.
-Ale oczywiście,że chce! Tylko nie wiem,czy będziemy mieli okazję.-powiedziała.-Mam zamiar wyjechać na trochę do Polski, do matki.
-Naprawdę?-zasmucił się.-Ale wrócisz?
-Gdyby nie studia, nie miałabym do czego wracać.-syknęła.-Wszystko się pieprzło!
-Przecież możesz mieszkać z Marco...
-Nie chce robić mu problemów.-wyjaśniła.
-Nie sądzę,abyś Ty była problemem.-stwierdził.-Ale jeżeli czujesz się niekomfortowo, to mogę Ci udostępnić moje mieszkanie w centrum.-oznajmił.-Nie mieszkam w nim, ponieważ mam dom na obrzeżach. Co Ty na to?
-Taaaaaaak, może jeszcze z Tobą zamieszkam?-zapytała ironicznie, cicho się podśmiewając.-Dziękuje,ale nie mogłabym.
-Dlaczego?
-Nie i już, nie drąż tematu, proszę.-uśmiechnęła się lekko.-To idę, bo zaraz mam autobus.
-Pa, młoda!-przytulił ją do siebie.-Masz mój numer telefonu?
-Mam, mam, a Ty masz mój?
-Mam.-wtulił się w jej włosy.
-Napisz czasami.-poprosiła.-Ale teraz naprawdę muszę iść.-rzekła.-Pa.-dała mu buziaka w policzek i odeszła od niego, chwytając swoją torbę. Pomachała mu jeszcze na pożegnanie i wyszła.
***
Radwańska dotarła do dworku. Miała nadzieję,że zalegnie w swoim łóżku. W samotności i spokoju. Niestety myliła się, gdyż na podjeździe dostrzegła kilka obcych samochodów. Zaintrygowana weszła do środka, a to co tam ujrzała, przeszło jej każde oczekiwanie. Marco spał na fotelu w salonie, a cała banda intruzów leżała : to na kanapie, to na podłodze. Julka była co najmniej zażenowana! Po całym domu walały się butelki po napojach alkoholowych. Dziewczynie chciało się płakać, ponieważ wnętrze dworku było niemal zdemolowane. Miała ochotę wydrzeć się na cały głos,ale najpierw postanowiła pobiec do swojej sypialni. Otworzyła drzwi, a na swoim łóżku ujrzała jakiegoś faceta. Był zachlany w trzy dupy! Wściekła Julia pobiegła do Marco, oczekując wyjaśnień.
-Obudź się! Obudź się!-potrząsała nim.-Otwórz te oczy i mi to wyjaśnij!
-Boże, dlaczego się drzesz!-wymamrotał.
-Właśnie wróciłam ze szpitala, fajnie co? Taka tam, niespodzianka!
-To nie powód, do tego,aby się drzeć!
-Naprawdę?! A jaki miałeś powód do tego,aby demolować mój dom?!
-Twój dom?-zapytał z cynicznym uśmiechem.
-O czyli już nie jesteś miłym blondynem? Oto Twoje prawdziwe oblicze! Dobra, nie potrzebuje Ciebie, tego domu, ani niczego, kurwa!-krzyknęła rozgoryczona.-Proszę bardzo, teraz będziesz mógł robić melanże w Twoim domu codziennie! -zaakcentowała końcówkę zdania, po czym wybiegła z salonu i szybkim krokiem udała się do swojej sypialni. Wyjęła z szafy walizkę i poczęła pakować do niej swoje wszystkie ubrania i rzeczy z półek. Nie było tego zbyt wiele, dlatego też zmieściła wszystko w dwóch, średniej wielkości walizkach. Cicho łkając kierowała się ku drzwiom. Było jej trochę ciężko, gdyż jej lewa ręka była trochę mniej sprawna niż prawa kończyna.
-Nie wyprowadzaj się, proszę.-usłyszała za sobą, znajomy głos.
-Serio?-prychnęła ocierając łzy.-Nie rób ze mnie idiotki, hipokryto.
-Julka, ale to nie miało tak zabrzmieć!
-Ale zabrzmiało, cześć.-chciała zamknąć za sobą drzwi,lecz Marco ją powstrzymał.
-Przepraszam, przepraszam za to.-spuścił za to.
-Miło z Twojej strony.-powiedziała sarkastycznie.-Ja też przepraszam,że tak długo mieszkałam w Twoim domu. Naprawdę wybacz. A teraz, idę.
-Julia!
-O nie zapomnij, jutro przyjadę tutaj po moją pościel i mojego psa. Fajnie by było, gdybyś był w Twoim domu.-mówiła beznamiętnie.-Nie chcę zabierać Ci cennego czasu, dlatego też, już się żegnamy.-odeszła,nie za bardzo radząc sobie z dwoma walizkami. Słyszała jeszcze jakieś nawoływania za sobą, lecz po całości je ignorowała. Kiedy była na przystanku autobusowym, zadzwoniła do przyjaciółki.
-Hej Monica, potrzebuje Twojej pomocy.-rzekła.-Będę zaraz pod Twoim blokiem.
-Czekam.-usłyszała i rozłączyła się. Lubiła to, że Monica nigdy nie pytała o co chodzi. Ona zawsze ją rozumiała. Bez względu na wszystko.
___________________________________
Witam.
Przepraszam, że tak późno,ale po prostu tak wyszło.
Mam nadzieję,że się podoba. Mi troszkę nie leży.
Nie martwcie się,Marco nie będzie ,,tym złym'' w opowiadaniu. :)
Dziękuje za komentarze pod poprzednim rozdziałem :)
Do następnego!
Ooo, jeśli możecie, to zostawiajcie linki do swoich opowiadań. Chętnie poczytam i po komentuje.
Pozdrawiam :*
piątek, 22 listopada 2013
Trzeci.
Marco posiedział jeszcze około godziny w gronie znajomych. Po tym czasie pożegnał się z nimi i wyszedł z lokalu, kierując się prosto do auta. Do jego obecnego domu,który dzielił z nową przyjaciółką, jechał około kwadrans. Trochę się zdziwił,kiedy przez żadne okno nie było widać zapalonego światła. Jednakże cały czas miał nadzieję,że Jula jest w środku. Podszedł do drzwi i zadzwonił dzwonkiem, chcąc oszczędzić sobie szukania drugiej pary kluczy.Nie słyszał kroków Radwańskiej. Trochę się zaniepokoił,ale w sumie jej nie zna.
-Nie mogę ingerować w życie, nieznanej mi osoby.-pomyślał i otworzył drzwi swoimi kluczami. Zapalił światło w korytarzu i poszedł do kuchni z nadzieją,że w lodówce znajdzie coś do jedzenia. Niestety, znalazł tam tylko dietetyczną cole, warzywa i serki, których nie cierpiał. Piłkarz chwycił za telefon i zamówił sobie pizze. Miał świadomość,że dietetyk sportowy nie byłby z tego zadowolony.Uśmiechnął się na tą myśl i wziął łyk znalezionej wcześniej coli. Wciąż zastanawiał się,gdzie jest jego współlokatorka. Pół godziny później, dostarczono pizzę,więc Reus przez chwilę nie zamartwiał się Radwańską. Był zbyt głodny. Po zjedzonym posiłku, Marco udał się do salonu i zaległ na kanapie. Oglądał program muzyczny,który ubóstwiał. Po chwili zasnął, niczym znudzony mops.
***
Reus obudził się wcześniej niż zazwyczaj. Chciał szybko dowiedzieć się czy Jula dotarła do domu. Nie zwrócił nawet uwagi na to,że spał w salonie, w ubraniach. Wszedł do sypialni Radwańskiej ,ale nie zastał jej tam. Wszystko było nienaruszone. Trochę się wkurzył,ponieważ polubił tą dziewczynę,a ona tak po prostu nie przyszła na noc. Po godzinie oczekiwań na nieprzybyłą do domu dziewczynę, odpuścił.
-Wróci...-zapewniał się w myślach.
Dochodziła 13, a Julki nadal nie było w domu. Przez ten czas, Marco zrobił zakupy oraz zdążył spakować się na trening. Zaczął myśleć o najgorszym, chociaż nie chciał dopuszczać tych myśli do własnej podświadomości. Z dworku wyjechał o godzinie w pół do drugiej, czyli tak jak zawsze,gdy trening rozpoczynał się o 14.
Chłopaki od razu zorientowali się,że coś nie gra w zachowaniu Reusa,ale ten nie chciał im powiedzieć o co chodzi. Nigdy nie mówił o własnych problemach,chciał je rozwiązywać sam.
-Stary, co z Tobą?-zapytał, klubowy kolega Reusa, Nuri Sahin.
-Nic, przecież Ci mówiłem.-odrzekł, jak zawsze.
-Ale ja widzę, mnie nie oszukasz.
-O rany...-westchnął.-No dobra, Julka nie wróciła na noc do domu. Teraz też jej nie ma.
-Nie potrafisz swojej kobiety upilnować?-zachichotał cicho.
-Wiedziałem,że tak będzie.-warknął.-Julka nie jest moją dziewczyną! To długa historia...mieszkamy razem, bo jej ojciec ją oszukał, mówiąc,że daje jej w prezencie dworek,który z kolei sprzedał mi.-powiedział.-Ogarniasz?
-Ach, to skomplikowane...aczkolwiek, chyba rozumiem.-uśmiechnął się kłopotliwie.-Martwisz się?
-Polubiłem ją, jest sympatyczna.-wyznał.- Jak myślisz, co mogło jej się stać?
-Nie wiem, może obdzwoń szpitale. -zaproponował Turek.-Nigdy nic nie wiadomo.
-Ech, a słuchaj...-mruknął.-Kiedy Piszczu wychodzi z tego szpitala?-spytał.
-No za tydzień, przecież Kuba mówił.-przewrócił teatralnie oczyma, Sahin.-Rehabilitacja.
-Faktycznie.-szepnął.-No nic, muszę zadzwonić.-oznajmił.
Klopp miał dzisiaj bardzo dobry humor, dlatego też, trening był łagodny i niezbyt długi. Po dwóch godzinach szkoleniowiec pozwolił Pszczołom iść pod prysznic, a później do domu. Pożegnał się z nimi i odszedł.
-Nuri!-zawołał Marco, kiedy wyszli z szatni.-Poczekaj!
-Co jest?-odwrócił się i przystanął.
-Pójdziesz ze mną do tego szpitala?-zapytał.-Odwiedzimy przy okazji Łukasza..-powiedział, wiedząc że Nuri uwielbia Piszczka.
-Okej.-zgodził się.-Ale musisz coś dla mnie zrobić!
-Matko Boska, zboczeńcu!-zaśmiał się.
-Oj, debilu! Chodzi mi o to,żebyś pomógł mi kupić prezent dla teściowej...
-Aaaa.-wyszczerzył się.- Oczywiście,ale teraz chodźmy!-pociągnął za sobą reprezentanta Turcji.
***
Obudziła się w szpitalnej sali. Było jej okropnie zimno. Czuła okropny ból po lewej stronie swojego ciała, lecz najbardziej ból promieniował w okolicy przedramienia. Na początku nie wiedziała,gdzie się znajduje. Dopiero wtedy, kiedy porozglądała się po sali zaczęła kojarzyć fakty.
-Jestem w szpitalu!-pomyślała.-Ciekawe co się stało...nic nie pamiętam.
Obok swojego łóżka, ujrzała kolejne. Siedział na niej młody mężczyzna,którego z początku dziewczyna nie poznała. Dopiero, gdy się odwrócił Jula zauważyła,że zna tą twarz.
-Dzień doberek!-przywitał się ,,łóżkowy sąsiad''.-Jak się spało? Boli głowa?-uśmiechał się najpromienniej jak tylko potrafił.
-Ach, dzień dobry...-patrzyła na niego zdziwiona.-Wszystko mnie boli, nie tylko głowa.-skrzywiła się.
-Zrobiła pani sobie coś z ręką.-powiedział.-Poza tym, lekarz mówił,że nie mogła pani długo odzyskać przytomności.
-O mój Boże, jak długo?-zapytała wystraszonym głosem.
-Jakieś 12 godzin. To sporadycznie dużo jak na zwykłe omdlenie ze strachu.-zaśmiał się.
-Przepraszam, pan się śmieje ze mnie?-zmrużyła oczy.
-Nie, z Hugo w krainie paproci.-wyszczerzył się.
-Przykro mi, psychiatryk to nie ten budynek.-warknęła.
-Oj, to muszę zawołać doktora,aby Panią przenieśli.-wybuchnął śmiechem,a ona popatrzyła na niego wściekłym wzrokiem.-Przepraszam, to zwykłe żarty.-wyjaśnił szybko.-Niech się pani nie złości.
-Proszę mnie nie postarzać.-poprosiła.-Julia.
-Wiem, czytałem kartę.-wyszczerzył się, a Radwańska miała ochotę go uderzyć.
-Ja panu zaraz zrobię krzywdę!-prychnęła.-Gdyby nie ta ręka...
-Łukasz jestem.-uśmiechnął się.
-Wiem, oglądam telewizor.-pokazała mu język.-Tylko nie wiem, dlaczego jestem z Tobą na tej samej sali...jesteś niebezpieczny!
-Ocho,cho... odezwała się ta, co wcale mi przed chwilą nie groziła!-parsknął śmiechem.-A tak w ogóle, to nie było miejsc na rehabilitacyjnym. Tylko jedno u mnie.
-A dlaczego ja jestem na oddziale Rehabilitacji?
-Bo zrobiłaś sobie coś z łapką, niezdaro. Przecież mówiłem.-uśmiechnął się.
-Ty tak zawsze?-spytała niecierpliwie.
-Nie, tylko po silnych środkach przeciwbólowych.-pokazał swoje białe ząbki, po czym Julia zaczęła się śmiać. Ich rozmowę przerwała pielęgniarka, która przyszła zobaczyć, czy Jula się wybudziła.
-O widzę,że pani Ra..radwanska?-siostra nie potrafiła wypowiedzieć polskiego nazwiska, co wywołało śmiech u Łukasza i Julki.
-Tak, Radwańska.
-O, widzę,że się pani obudziła.-uśmiechnęła się sztucznie.-Zaraz podam tabletki i pewnie pójdzie pani na wstępną rehabilitacje górnej kończyny.
-Dobrze.
-A pan się tak nie cieszy, bo pan też idzie.-warknęła na Łukasza i wyszła z sali.
-Wredna kobieta.-skomentował kolega z sali Julki.-Wydaje mi się,że jest za Schalke.
-Haha, dlaczego?
-Bo mnie nie lubi, hellou! -zaśmiał się.- Odwiedzi Cię ktoś dzisiaj?-zapytał.
-Odwiedzi...hmm.-zamyśliła się.-Nie.-odpowiedziała nieśmiało i smutno.
-Dlaczego?
-Bo ja tu jestem sama.-westchnęła.-Mój tata nie żyje, a mama jest w Polsce.
-Ech, a moi rodzice też są w Polsce. Też jestem sam.
-No to jest nas dwoje.-uśmiechnęła się.-A wiesz gdzie jest moja torebka?
-Leży obok szafki.-powiedział.
-Och, fakt.-westchnęła.-Mam ochotę na jakieś dobre ciastko.
-Musisz się przebrać w ubrania, to uciekniemy na chwilę do kawiarni.
-Można tak?
-Jasne,ale tylko my tak możemy.-zaśmiał się.-To jak?
-Okej.-zgodziła się.-Ale mógłbyś coś dla mnie zrobić?
-Oczywiście.
-Zadzwoń do Marco Reusa i powiedz mu,że chciałabym z nim rozmawiać.-
-Jasne, już dzwonie.-rzekł sarkastycznie.-Serio mówisz?
-Tak! Proszę.-Łukasz zrobił zmieszaną minę i wykonał prośbę swojej nowej koleżanki. Kiedy Marco tylko usłyszał imię Julia, od razu zaczął krzyczeć na Piszczka,aby ten oddał jej telefon. Marco poczuł ulgę słysząc głos Radwańskiej. Choć zdziwił go zbieg okoliczności w jakim znaleźli się Łukasz i Jula. Dziewczyna nie zważając na nic poprosiła Reusa o ,,dostawę ubrań''. Kazała mu przywieść sobie kilka par spodni dresowych oraz t-shirtów i bluz. O bieliznę nie prosiła, ponieważ zdecydowała,że kupi ją sobie sama w szpitalnym sklepie na parterze.
-Ach, jeszcze kosmetyczkę!-powiedziała na koniec rozmowy, chwilę później się rozłączyła.
-Poczekaj, Ty jesteś z Reusem?-zapytał zdziwiony Łukasz.
-Niee!-zaprzeczyła dziewczyna.-Po prostu mój ojciec przedśmiertnie mnie oszukał i muszę z nim mieszkać.
-Okej, udajmy,że zrozumiałem.-uśmiechnął się bezradnie.-Uważaj na niego...
-Na Marco? Dlaczego?
-Jest strasznie niezgodny! I lubi się kłócić.
-Naprawdę? Nie wierzę.
-Nie musisz wierzyć, ważne,żeby się wam dobrze mieszkało.-uśmiechnął się. Sekundę później do sali ,,wtargnęła'' siostra położna.
-Radwańska i Piszczek na rehabilitację! ....
piątek, 15 listopada 2013
Drugi.
Time to wake up...
Nad Dortmundem wstało słońce, nowy dzień. Oznaczało to,że Radwańska niedługo się obudzi, by pobiec pod supermarket, a następnie do pani Fischer i jej pieska, Masona. Pogoda za oknem była obiecująca. Niedawno wzeszłe słońce, zaczęło przygrzewać. Na niebie niewidoczne były chociaż najmniejsze chmurki. Dzień, naprawdę zapowiadał się świetnie.
Dochodziła siódma, czyli odpowiedni czas na pobudkę. Julia jak zwykle, wstała, wzięła kąpiel i zjadła śniadanie. Pamiętając o swoim współlokatorze, uszykowała posiłek także dla niego i zostawiła go w mikrofalówce, na której zostawiła również karteczkę z informacją. Dwadzieścia minut później, Julia wyszła z domu. Biegła wolnym truchcikiem. Delektowała się piękną pogodą. Kiedy dobiegła pod sklep, od razu ujrzała przy nim kroczącą przyjaciółkę.
-Monica!-zawołała Radwańska.-Hej,kochana.
-O, witaj Julka!-uśmiechnęła się serdecznie w stronę przyjaciółki.-Co u Ciebie?
-Kobieto, nawet nie chcesz tak naprawdę wiedzieć co się wczoraj wydarzyło.-westchnęła.-Mój ojciec mnie oszukał. Wystawił do wiatru.
-Co? Jak to? Co się stało?-pytała.
-Ten pieprzony dworek, który rzekomo mi podarował...-mówiła z przekąsem.-Tak naprawdę przed swoim wyjazdem sprzedał, jakiemuś gwiazdorowi,który teraz mieszka ze mną w moim, a tak naprawdę, jego domu!-uniosła bezradnie głos.
-O cholera.-zaklęła.-Czyli w zasadzie...nie masz gdzie mieszkać, tak?
-No właśnie, w zasadzie mam, bo pozwolił mi mieszkać w tym dworku.-mówiła.-Sympatyczny jest.
-Nie boisz się?-zapytała zdziwiona Monica.
-A czego dokładnie mam się bać?-odpowiedziała pytaniem.
-No wiesz, obcego mężczyzny pod jednym dachem.
-Oj, Monica... Ty nie masz o czym myśleć?-zachichotała.-Przecież ten chłopak jest łagodny jak baranek. A niech tylko spróbuje mnie dotknąć... mamusia go nie pozna!-wyszczerzyła się, bo wywołało nagły atak śmiechu u jej przyjaciółki, która kochała bezczelną bezpośredniość Julii.
-A ładny jest?-spytała, ciągle się śmiejąc.
-No, przystojny, przystojny.
-To nie zrób mu krzywdy, agresorze!-Monica szturchnęła swoją rozmówczynie, na co obie zaczęły się śmiać.
-Dobra, muszę iść do pani Fischer.-oznajmiła Julia.
-No, a ja do pracy.
-No to cześć!-przytuliła Monicę.
-Hej.-odwzajemniła uścisk.
Radwańska jak zwykle wzięła psa i pobiegła z nim do parku. Wyluzowała się i odetchnęła z ulgą. Park, to było miejsce,w którym Julia chętnie spędzała czas samotnie,myśląc nad sobą. Około dwunastej psa oddała jego właścicielce,a sama zaczęła iść w stronę domu. Była dosyć zmęczona,więc podjechała autobusem. Na drzwiach ujrzała karteczkę, jak się domyśliła od właściciela tego dworku.
,,Droga Julio,
Pojechałem na codzienny trening mojej drużyny. Prawdopodobnie wrócę około 17.00. Wiem,że zapomniałaś kluczy, dlatego jeśli masz ochotę wpadnij na Signal Idunę Park. Dziękuje za śniadanie,było pyszne. Będę czekał na Ciebie.
Marco! ;* ''
,,O mój Boże''-pomyślała.-Jak do jasnej cholery, mogłam zapomnieć kluczy!-karciła się w myślach.-Okej, niech mu będzie...pójdę.-zdecydowała i ponownie udała się na przystanek autobusowy,którym dane jej było podjechać wprost na ulicę Strobelallee. Po 15 minutach dojechała tamże i była trochę zdenerwowana na swoją bezmyślność. Jednakże była zadowolona,że wygląda znośnie i nie ubrała zwykłych dresów i sportowego topu. Wręcz przeciwnie, miała na sobie ładne legginsy oraz zwiewną koszulę.
Przez niedługą chwilę zastanawiała się jak ma się dostać do środka stadionu, skoro naokoło obstawiony był ochroniarzami. Postanowiła,że wejdzie głównym wejściem na trybuny i stamtąd zawoła współlokatora. Przed wejściem, musiała zakupić bilet wstępu,który na szczęście nie był drogi. Radwańska zbiegła na sam dół trybun,aby Reus ją usłyszał. Stanęła tuż nad ławką rezerwowych.
-Marcooooo!-zaczęła nawoływać piłkarza.-Marcoooo! -W pewnym momencie blondyn się odwrócił i ujrzał śmiejącą się znajomą. Przeprosił trenera oraz kolegów i podbiegł do niej.
-Przyszłaś.-uśmiechnął się.
-Tak dokładniej, przyjechałam.-wyszczerzyła się.
-Z czego się śmiejesz?-zapytał zdezorientowany.
-Ze swojej głupoty.-ponownie wybuchła śmiechem.-Stoję tutaj jak ta idiotka i wydzieram się jak głupia.-skwitowała swoje zachowanie.-Cudownie!
-Wariatka.-skomentował swoją koleżankę, Reus.
-Oj, weź.-prychnęła.-Daj mi te klucze i spadam.
-Ej zostań, poznam Cię z moimi znajomymi.
-Eeee, no nie wiem. Wstydzę się.-zachichotała.
-Przestań dzieciaku i tu zostań.
-O widzę,że Pan ,,wielce oficjalny'' odkrywa swoje prawdziwe ,,ja'' -nabijała się ze współlokatora.-No dobrze, zostanę.-uległa.-Ale poczekaj...
-Na co?-spytał roześmiany.
-Poudajemy przed tymi przystojniakami,że jesteśmy razem, okej?-zapytała.
-No dobrze.-zaczął poruszać zabawnie brwiami.-Ale po co ?
-Według badań,które przeprowadzili amerykańscy naukowcy, kobieta staje się bardziej atrakcyjna wtedy, kiedy jest zajęta.-wytłumaczyła.
-Boże, tych głupot to Ty się na pamięć uczysz?
-O widzę,że Pan ,,wielce oficjalny'' mnie ripostuje!-zaśmiała się.-Cicho bądź i graj mojego chłopka.
-Chyba Ty moją dziewczynę, słońce.
-Egoista.-prychnęła.-Okej, idź bo Cię wołają.
-Dobra kochanie, daj buziaka na tą rozłąkę.-powiedział teatralnie i spojrzał na Julę.
-No wiesz Ty co? Masz buziaka na odległość, zboczeńcu!-,,wysłała'' mu ów buziaka i zaczęła się śmiać. Ten człowiek dziwnie na nią wpływał. Nigdy nie była taka roześmiana i pewna siebie. Dziwnie się z tym czuła, aczkolwiek było jej z tym dobrze. Może w końcu zaczęła żyć? Może ten nieznajomy pokoloruje jej życie?
Trening trwał jeszcze długo, a Julia prawie zasypiała na trybunach. Co chwilę zaś budziły ją okrzyki piłkarzy,którzy raz krzyczeli na kolegę z drużyny,a raz prowadzili zawziętą dyskusję ze sztabem szkoleniowym,który okazał się być równie zabawowy co piłkarze.
W końcu jednak nastał koniec. Marco przyszedł po Julę,która cierpliwie na niego czekała.
-Okej, umówiłem się z kolegami,że pójdziemy do kawiarni na kawę.
-O Boże, w takim razie nie będę przeszkadzała...
-Ej, co się stało z pewną siebie Julią, która chce wyrwać jakieś ciacho?
-Wydaje mi się,że taka Jula chyba nie istnieje.-westchnęła.
-Oj tam, wyluzuj się.
-Jeszcze niedawno nie umiałam. Byłam sztywną studentką.
-Są wakacje, kochanie!
-Nie mów tak do mnie.-warknęła.
-Ej no, przecież...
-Nie mów tak do mnie,kiedy nie ma Twoich znajomych.-wyszczerzyła się.
-Polubiłem Cię, wiesz?
-Oj weź.-westchnęła.-Ja też Cię lubię,ale jesteśmy jak woda i ogień.
-Trudno.-zaśmiał się.-Chodź do tamtych przygłupów.
Marco zaprowadził Julę na parking, na którym czekają pozostali piłkarze. Mężczyźni pozytywnie zareagowali na obecność Julki. Na początku próbowali ją podrywać i kokietować, a później zniechęcali ją do jej domniemanego chłopaka.
W kawiarni spędzili już około półtorej godziny. Czas mijał w bardzo przyjaznej atmosferze, choć Jula czuła się nieswojo,a chłopaki na pewno to zauważyli.
-Przepraszam, chłopcy,ale będę już szła,bo chcę jeszcze wpaść do przyjaciółki. -powiedziała Radwańska.
-Podwiozę Cię, Julcia!-odezwał się Reus.
-Nie trzeba, przejdę się.-uśmiechnęła się uroczo.-Dziękuje za spędzony razem czas. Do zobaczenia! Widzimy się w domu,Marco!-położyła na stoliku pieniądze za swoje zamówienie, pożegnała się ze znajomymi i wyszła. Zmierzała ku mieszkaniu Monici.
W pewnym momencie w dziewczynę wpadł rozpędzony chłopak. Jula przewróciła się i upadła na kostkę brukową. Straciła przytomność.
piątek, 8 listopada 2013
Pierwszy.
Bo na początku Twej drogi, czyhają na Ciebie największe przeszkody...
Tydzień po pogrzebie ojca Julii Radwańskiej, w mediach głośno było na temat jego śmierci. Nikt nie wiedział co tak naprawdę stało się z żołnierzem.
Ona również przeżywała śmierć ojca, chociaż nie miała z nim najlepszych kontaktów. Po tygodniu natomiast spróbowała się unormować,ponieważ nie mogła wytrzymać tego chaosu wokół siebie.
Jak co dzień, wstała około siódmej rano. Wzięła relaksującą kąpiel, zjadła śniadanie i poszła na dwór, aby pobiegać. Jak zawsze, biegła określoną trasą prosto pod supermarket,w którym pracowała jej najlepsza przyjaciółka - Monica Nelson. Tuż przed sklepem, czekając na nią, Julia rozciągała się i odpoczywała po półgodzinnym biegu. Młoda Nelson, zawsze była bardzo punktualna,dlatego też Jula nie musiała długo na nią czekać.
-Witaj kochana!-zawołała blondyna,kiedy ujrzała siedzącą na murku Julię.
-Hej!-podbiegła do niej i przytuliła ją z całej siły.-Jak tam?
-Muszę Ci powiedzieć,że coraz lepiej. Czuję,że zaczynam żyć.
-Zapomnij o nim. Żyj tym co będzie,a nie tym co było.-posłała jej promienny uśmiech.
-Dziękuje Ci, Julio.-spuściła wzrok.-Naprawdę nie wiem...nie wiem, co teraz będzie.
-Ale, o co Ci chodzi?-zapytała Radwańska.
-Matka dowiedziała się,że biorę.-przymknęła oczy.-Chce mi pomóc...
-Monica, to świetnie! Musisz poddać się terapii.-powiedziała.-Ja będę Twoją kroplą heroiny. Twoim materiałem napędzającym!-objęła jej twarz.-Wszystko się ułoży, zobaczysz!
-Tobie, łatwo mówić.-westchnęła.-Ojciec zostawił Ci piękny dworek, mama co miesiąc przysyła kupę kasy...
-Wiem, nie mogę narzekać,ale przecież Ty też nie masz najgorzej. Masz swoje mieszkanie, pracę, kochającą mamę...
-I pieprzony nałóg, z którego wyjdę!-uśmiechnęła się do brunetki.
-To mi się podoba!-zachichotała.-Przepraszam, kochana,ale pędzę do pani Fischer... muszę wyprowadzić jej Masona na spacer.
-Haha, wredne bydle!-zaśmiała się.
-Ale z Masona czy pani Fischer?-spytała ironicznie Julia, po czym obie wybuchły śmiechem. Możliwe, Pani Fischer nie należała do najmilszych staruszek,ale z pewnością nie była wrednym bydlęciem,dlatego też Radwańska przeprosiła ją w swoich myślach.
-Dobrze złotko, idę.-powiedziała po kilku minutach brunetka.-Widzimy się jutro!-ucałowała blondynkę w policzek.-Papa.
-Pa.-Monica pomachała przyjaciółce na odchodne, po czym zniknęły sobie z pola widzenia.
Radwańska maszerowała prosto pod blok staruszki,której psa wyprowadzała na spacery. Jak się okazało właścicielka Masona czekała tuż przed klatką schodową. Przekazała smycz Julii po czym ponownie włączyła się w rozmowę z sąsiadami.
Julia biegała z psem po parku, a następnie obeszła z nim prawie całe miasto. Zadowolonego, zmęczonego owczarka niemieckiego, Jula odstawiła do domu dopiero w południe. Pani Fischer była zachwycona, więc dała młodej damie premię w postaci garści cukierków. Uśmiechnięta dziewczyna udała się w drogę powrotną do domu. Zastała tam niespodziankę. Po przekroczeniu bramy dworku, dostrzegła czarnego Range Rovera Sport . Zdziwiła się, bo żaden z jej znajomych nie posiadał takiego samochodu.
Szybkim krokiem udała się, więc bliżej domu.
-Dzień dobry.-przywitała się.
-Witam, witam.-uśmiechnął się przyjaźnie miły, wysoki blondyn.
-W czym mogę pomóc?-zapytała z promiennym uśmiechem.
-Pani tutaj mieszka?-zapytał zdezorientowany.
-Tak, ale o co chodzi?
-Bo tak się składa,że miesiąc temu kupiłem ten dworek od nie jakiego Patricka Radwanskiego.-wyjaśnił.
-Jak to możliwe, przecież...przecież to mój ojciec...a on dał mi ten dworek w prezencie...przed swoim wyjazdem do Afganistanu! Ten drań mnie oszukał!-zwierzyła się nieznajomemu.
-Naprawdę?!-spytał zdziwiony.- To znaczy,że ten oto dworek jest pani domem, a ja ten pani dom odkupiłem od pani ojca za kupę pieniędzy i ów ojciec uciekł ze szmalem...a pani została bez dachu nad głową...
-Piękne streszczenie, proszę pana.-opadła bezsilnie na schodek.-Co za koszmar! Myślałam,że wszystko się ułożyło, a tu własny ojciec wyprowadził mnie w manowce!
-Spokojnie, niech się pani nie denerwuje...-usiadł obok niej.-Ja muszę się tutaj zatrzymać, gdyż sprzedałem swój apartament i...ech.-urwał w środku zdania.-W zasadzie, moje imię Marco.-podał jej dłoń.
-Julia.-uśmiechnęła się lekko.-Mogłabym się tutaj zatrzymać, dopóki nie znajdę czegoś odpowiedniego?
-Oczywiście!-uśmiechnął się.-Ten dworek, chyba pomieści nas oboje.
-Pewnie! W końcu jesteśmy całkiem szczupli.-zaśmiała się.-I przepraszam,za kłopoty ze mną związane. Naprawdę nie spodziewałam się,że ojciec wykręci mi takie świństwo.-prychnęła.
-Julio przestań! Przecież to żaden problem.-uśmiechnął się.
-Dziękuje...Jesteś naprawdę wyrozumiała i miły! Taki gatunek mężczyzn jeszcze nie wyginął?-zachichotała podnosząc się ze schodka.-Chodź, zrobię kawy i ugotuję coś do jedzenia.
-Miło z Twojej strony, Julio.-uśmiechnął się.-Ja wniosę sobie rzeczy do domu.
-Jasne. Wybierz sobie sypialnie.-powiedziała i zniknęła za drzwiami kuchni.
Czuła się podle, ponieważ nie wiedziała co myśleć o tym wszystkim. Jej ojciec ją wykiwał! I to tak okropnie! Może tak naprawdę nie umarł?! Może tak naprawdę wszystkich oszukał?
Po godzinie, nowy znajomy Julii uporządkował sobie wszystkie rzeczy w nowej sypialni, a ona przyrządziła pyszny obiad, czyli smaczny gotowany na parze łosoś, ryż oraz różnego rodzaju surówki. Dziewczyna zaprosiła blondyna do stołu.
-Dziękuje.-powiedział i usiadł na przeciwko dziewczyny.
-Ależ proszę, mam nadzieję,że będzie smakowało.-uśmiechnęła się.-Smacznego, zatem.
-Wzajemnie.-młody mężczyzna ze smakiem zajadał pyszny posiłek. Najwidoczniej dnie bardzo mu smakowało. Przez cały czas uśmiechał się tajemniczo do towarzyszki.
-Wie Pan...Wiesz Marco...jeśli chciałbyś zaprosić znajomych, rodzinę, dziewczynę....i ogólnie kogo tam chcesz, to powiedz , a ja się zmyję.-poprosiła.-Wiesz o co chodzi.-uśmiechnęła się.
-Dlaczego miałabyś iść? Spokojnie.
-Jestem nieśmiała.-zaśmiała się.-Więc opowiedz mi coś o sobie!
-Haha, no dobrze.-uśmiechnął się.-Jestem Marco Reus, mam 24 lata. Jestem duszą towarzystwa,ale zarazem jestem spokojny. Boję się zmian.-ściszył głos.-Moi rodzice mieszkają w centrum Dortmundu, mam dwie siostry,które mieszkały tamże,lecz jedna się wyprowadziła do Hamburga, a druga do Essen. Chyba mam normalnych znajomych. Są podobni do mnie,lecz niektórzy bardziej przebojowi.-zachichotał.-Lubię chińską kuchnie.
-I jesteś gwiazdą Bundesligi!-uzupełniła uśmiechnięta.-I nie tylko.
-To tak na marginesie.-zaśmiał się.- Interesujesz się piłką?
-Człowieku! Mieszkam przy piłkarskim mieście...-westchnęła.-Czym mam więc się interesować jak nie piłką? Ten sport jest wspaniały.
-Och, super!-uśmiechnął się.-A teraz może Ty opowiesz o sobie?
-OK. Julia Radwańska, 22 lata. Jestem spokojną dziewczyną, mam w zasadzie jedną przyjaciółkę. Moja mama mieszka w Polsce, jest dyrektorką banku na obrzeżach Warszawy. Ojciec był żołnierzem walczącym w Afganistanie. Niestety umarł...i zrobił coś,czego w życiu bym się po nim nie spodziewała. Jestem jedynaczką. Kocham zwierzęta i bieganie. Studiuję prawo.
-I masz niesamowity charakter.-zaśmiał się.
-Dlaczego tak uważasz?
-Ja na Twoim miejscu bym się wściekł,a Ty to wszystko dystansujesz.
-Opanowanie, mój drogi.-westchnęła smutno, odstawiając talerze do zmywarki.-Jeśli masz ochotę, mogę Ci pokazać całą fermę oraz okolicę. Za dworkiem są konie,którymi opiekuje się pan Witt. Ogólnie to on budynki gospodarcze node mnie wynajmuje,ale mogę na koniach jeździć.-uśmiechnęła się.
-Doprawdy?
-Oczywiście.
-Boję się koni.
-Są tutaj pieski, kotki, krówki i inne stwory.-zachichotała.
Przez kilka godzin Julia oprowadzała Reusa po okolicy. Około 19 wrócili do domu. Zjedli kolację i poszli spać, chociaż Jula nie mogła zasnąć,gdyż nie umiała zrozumieć dlaczego jej ojciec postąpił w ten sposób.
*~*
Witam. Nowy blog.
Pozdrawiam,Izaa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)