piątek, 7 lutego 2014

Dwunasty.























                                            ,,Tylko powiedz mi dlaczego, powiedz mi...''
                       

                                                                   



             Julka wstała wcześnie rano. Zrobiła śniadanie dla Łukasza, Dawidka i siebie.  Była w dobrym humorze. Wiedziała, że na zakupach z Marco, będzie mogła się wyluzować i odpocząć psychicznie. Kochała Dawida ponad wszystko, dlatego ciągle rozmyślała o jego bezpieczeństwie. To ją trochę wyniszczało. Bardzo nie chciała, aby Tomasz kiedykolwiek ich znalazł. Nie umiała jednak zrobić nic, aby na sto procent do tego nie doszło.  Przypuszczała, że prędzej czy później i tak ich ,,namierzy'', a wtedy wszystko legnie w gruzach! Ona, szczęście jej syna i oczywiście wspólne mieszkanie z Łukaszem, a być może przyjaźń z mężczyzną. Przez cały czas, zaprzątała sobie tym głowę, nawet jedząc wspólne śniadanie z chłopakami. Właśnie przez to, całkiem przypadkiem strąciła szklankę, która przy bliższym spotkaniu z podłogą nie miała szans na ,,przeżycie''.
           -Julka, co Ty wyprawiasz?-spytał wystraszony Piszczek, po usłyszeniu huku.
           -Nie chciałam...-szybko wstała z krzesła i poczęła zbierać kawałki szkła. -Wybacz, odkupię Ci ją.-nerwowo zbierała odłamki.
           -Zostaw to, bo sobie coś zrobisz.-westchnął pobłażliwie i podążył po zmiotkę.- I tak nie lubiłem tej szklanki.-stwierdził.
           -Łukasz, masz jeszcze pięć takich samych. Ich też nie lubisz?- zapytała, mając łzy w oczach. Nie chciała zbić tej szklanki, a wszystko przez jej idiotyczną nieuwagę! Czuła, że wszystko psuje.
           -Będziesz płakać, przez głupią szklankę?-  mruknął bezradnie.- Jeżeli poprawi Ci to humor, to tak. Nie lubię tych pozostałych i zaraz się ich pozbędę, ale na początku  pozwól dokończyć nam śniadanie. -mówił stanowczo, lecz tak umiejętnie, aby dziewczyna nie poczuła się urażona.
          -Proszę, jedzcie.-powiedziała ponuro się uśmiechając.-Ja straciłam ochotę na jedzenie, więc pójdę posprzątać zabawki Dawida. Pamiętaj, że o 12 jest to spotkanie.
          -Doskonale pamiętam, Julio.- warknął zirytowany piłkarz.-A Ty, kochana pamiętaj, że za dwie godzinki ma przyjechać Marco.
         -Nie bój się, nie zapomniałam.-odpowiedziała niezbyt przyjaznym tonem, po czym wyszła z kuchni i popędziła do salonu, aby faktycznie pozbierać rozrzucone maskotki, klocki itp.  Teraz, na prawdę poczuła się paskudnie! Pierwsza kłótnia z Łukaszem, czyli coś czego bardzo się obawiała. Nie chciała tego, naprawdę nie chciała. Piszczek, był dla niej najważniejszą osobą w życiu, pomijając oczywiście ukochanego syna. Bez niego, na pewno nie dałaby sobie rady z otaczającym ją syfem.
                  Bo tak naprawdę, Julia miała więcej problemów niż ktokolwiek mógłby się domyślać. Jest znerwicowana, żyje w stresie i ciągle ucieka przed przeszłością.










***








               Około jedenastej, pod dom Piszczka podjechał Range Rover, którego właściciel domu dobrze znał, a mimo to postanowił sprawdzić czy, aby na pewno widział samochód Marco. Łukasz delikatnie wyjrzał za okno, a gdy upewnił się, ze to naprawdę jego przyjaciel - Reus, a nie jakiś wścibski dziennikarz, podążył, aby otworzyć mu drzwi.
             -Ding-dong!-głośny dźwięk rozległ się po domu piłkarza.
             -Idę, idę.-odkrzyknął, po czym otworzył drzwi na oścież.-Witam mojego blondaska!- wyszczerzył się od ucha do ucha.
            -Cześć misiaczku!-zaśmiał się i przybił soczystą pionę z przyjacielem. Uwielbiał z nim żartować.- Gdzie mały Julek i duża Julia?-zadał ironiczne pytanie.
            -Duża Julia, szykuje małego Juliana, bo zaraz przyjeżdża Kuba z Oliwką i pędzimy na to spotkanie na SIP.- O, tak rozmawiamy w korytarzu. Wejdź do środka.-zaprosił Reus'a dalej. -Napijesz się czegoś? Kawa, herbata? Może Cola?
            -Nie dzięki, poczekam na młodą.-zachichotał.
            -No jak wolisz czekać o suchym ryjku, to nie mam nic przeciwko!-uśmiechnął się promiennie.- Zawołam ją.- opuścił przyjaciela i podążył schodami na piętro. -Jula!-zawołał.
            -Tak?-usłyszał jej głos.
            -Marco czeka, jak chcesz to idź, my sobie poradzimy.
            -Na pewno sobie poradzisz z Tym urwisem?
            -Tak!-uśmiechnął się do niej, pierwszy raz od porannej rozmowy.-Idź już, idź!
            -Czekaj! W kuchni jest taka torba i tam są soczki, bułeczki i batoniki, jakby zgłodniał.-oznajmiła.
             -Okej.-pomachał jej, znacząco ręką, a chwilę później był już w pokoju Dawida. -No co tam, młody?-uśmiechnął się.-Zostaliśmy sami, więc teraz poznasz żywot prawdziwego  faceta! Tylko futbol i kobiety, pamiętaj!
            -Cio?-spojrzał na Łukasza, zupełnie nie rozumiejąc o co mu chodzi.
            -Wiem, wiem, że Ty nie rozumiesz takich rzeczy...w sumie przez całe swoje życie byłeś pod opieką kobiety! Nie poznałeś ręki mężczyzny! Stanowczego dowódcy stada, ogarniasz?
            -Dobrze się czujeś?- chłopiec dotknął rączą, czoła Łukasza, aby sprawdzić czy nie ma gorączki.
           -Bardzo dobrze, tylko chcę Ci wytłumaczyć na czym polega męskie życie! Futbol ponad wszystko, rozumiesz?-w odpowiedzi zobaczył potakującą głowę Dawida.- Na drugim miejscu są kobiety, czaisz?
          -Dziewczyny?-prychnął.
          -Dokładnie.-uśmiechnął się będąc dumny z tego, że wytłumaczył coś dziecku.
          -Wolę się bawić z chłopakami!
          -O nie, nie, nie!- zaprzeczył mu stanowczo.- Może teraz tak, ale za kilka lat, będziesz wolał bawić się z dziewczynkami... Widzisz ja też wolę zabawy z dziewczynami. Po prostu, musisz do tego dorosnąć.-pogłaskał go po włosach.-Tak, więc...powtórz to, czego dowiedziałeś się z dzisiejszej lekcji.
          -Ponad wszyśtko futbol, a na djugim miejscu kobiety!-wrzasnął radośnie.
          -Będą z Ciebie ludzie, młody.-pochwalił go, po czym wziął dziecko na ręce.
       









***










           Po godzinie, Piszczek z Dawidem oraz Kuba z Oliwką byli pod SIP. Cały wyjazd na ów spotkanie się opóźniło, gdyż Dawid oprowadzał swoją nową koleżankę po swoim pokoju. Pokazywał jej zabawki, mówił imiona swoich maskotek itp. Oliwka od razu zobaczyła w nim bratnią duszę - zauważyła, że mówił w języku, który doskonale rozumiała, był żywotny, lecz opanowany jak na małe dziecko, a na dodatek był miły i wiecznie uśmiechnięty - tak samo jak ona.
         W końcu przekroczyli próg pomieszczenia w którym zwykle odbywały się takie uroczystości jak Wigilia, zakończenie sezonu lub po prostu - spotkania integracyjne.
        -Kuba, muszę Ci o czymś powiedzieć...-Łukasz odezwał się, kiedy wszyscy już zasiedli przy gigantycznym stole.
        -Słucham?
        -Pokłóciłem się z Julią o jakąś pierdołę.-syknął.-Teraz jest taka zimna wobec mnie.
        -To kiepsko, w sumie.-westchnął.-I co? Teraz Marco ją ,,obraca'' w jakiejś kawiarni?
        -Tak.-odrzekł beznamiętnie.
        -Oj, Piszczu...-poklepał kumpla po plecach.-Ale on chyba wie, że Jula jest dla Ciebie ważna?
        -Nie wiem, chyba się domyśla.-szepnął.
        -Współczuje Ci, chłopie, ale nie umiem pomóc. Może po prostu powiedz jej, że ją kochasz?
        -Tak, od razu!-uniósł głos.- Okaże się, że ona jednak nic nie czuje do Łukasza Piszczka, poczuje się urażona, wyjedzie razem z Dawidem i znowu będę sam.
        -Przestań, zachowujesz się jakby żadna kobieta na Ciebie nie patrzyła! Stary, co druga się ślini, kiedy obok niej przechodzisz.
        -Żadna nie jest, taka wspaniała jak...
        -Jak kto?! Łukasz, jej już nie ma, OK? Przecież musisz w końcu zacząć żyć i zapomnieć.
        -Przy niej zapominam.-wyszeptał.
        -To zdecyduj się!
        -Kuba, bo Ty nie rozumiesz.-westchnął.
        -Dobra, obiecuje Ci, że porozmawiam z Julią.
        -O to mi chodziło, mordo! Dziękuje!








***







         Julka bardzo dobrze czuła się na zakupach z Marco, na które udali się zaraz po kawiarni, gdzie zjedli po kawałku pysznego sernika. Uwielbiała jego poczucie humoru, którego na samym początku nie mogła się doszukać. Ktoś kto nie spędzał z nim czasu, mógłby stwierdzić, że jest sztywniakiem. Ale w rzeczywistości był bardzo zabawny i żywotny.
        -Gdzie idziemy teraz?-spytała widząc, że mężczyzna powoli zaczyna się nudzić oglądaniem z nią sukienek.
        -Zależy od tego, gdzie Ty masz ochotę się udać.-westchnął.
        -Możemy wracać, jest już późno.-stwierdziła.-Poza tym, te zakupy są bardzo ciężkie.
        -Przecież to ja je noszę.-zachichotał.
        -Ale czy ja mówiłam, że to mnie jest ciężko?-obdarowała go uśmiechem.-Chodźmy do auta.
        -Jak sobie życzysz.-oboje wyszli ze sklepu i ruszyli w stronę wyjścia z galerii handlowej. Julka była uśmiechnięta, podobnie jak Reus, który wiedział, że ich wspólny wypad się udał. Blondyn otworzył dziewczynie drzwi i ruchem ręki zaprosił do środka Range Rover'a.
        -Odwieziesz mnie?-spytała spoglądając na niego kątem oka.
        -Oczywiście.-przytaknął.-Chyba, że nie chcesz.
        -Powinnam wracać.-powiedziała.-Z resztą sam powinieneś zrozumieć.
        -Rozumiem, rozumiem.- uśmiechnął się.- Może kiedyś to powtórzymy?
        -Jak tylko znajdziemy czas, to nie widzę przeciwwskazań.
        -Okej, jesteśmy na miejscu.-oznajmił.
        -Dziękuje Ci za dzisiejsze popołudnie. Mam nadzieję, że Ty również dobrze się bawiłeś.-wzięła z tylnej kanapy swoje torby.- Fajnie było.
        -Oczywiście, że się dobrze bawiłem! Świetnie wręcz.-posłał jej uśmiech.-I to ja dziękuje.
        -Cieszę się.-spojrzała mu w oczy.-Do zobaczenia.-pocałowała go w policzek.
        -Do następnego!-pomachał jej ręką.
        -Pa!-odwzajemniła gest, po czym skierowała się do domu.
        Było już ciemno na dworze. Latarnie się zaświeciły, a ulice zaczęły pustoszeć, bo temperatura powietrza zaczęła maleć. Kiedy Julia przekroczyła próg domu, usłyszała krzątanie się Piszczka.
        -Julia!-krzyknął. Zauważyła, że był bardzo zdenerwowany. O co mogło chodzić? - Jula, nie chciałem Cię denerwować, ale.. Dawid jest w szpitalu.-wyznał, łapiąc się za serce. - Zemdlał, kiedy byliśmy na spotkaniu w SIP.- Nie chcieli mnie do niego wpuścić. Powiedzieli, że dopiero o 19..bo wykonują rutynowe, ale niezbędne badani..-nie dane było mu skończyć.
        -To jest żart?! Jak przykry, słaby żart?!-wydarła się na cały głos.-Łukasz! Powiedz, że to żart! Gdzie jest mój syn?!
        -Ja też jestem załamany, ale to nie jest żart. Dawid jest w szpitalu.-powiedział, zachowując potrzebny spokój.- Nie możesz teraz popadać w panikę. Musisz zachować trzeźwość umysłu, on Cię potrzebuje.-przytulił ją, gdy zauważył że blednie.- Wszystko będzie dobrze. Teraz jest najtrudniej, ale później będzie lepiej.-zaczął gładzić jej plecy.
        -Która godzina?-wydusiła z siebie.
        -Dochodzi osiemnasta.-oznajmił.
        -Kurwa.-zaklęła.
        -Spokojnie, wyjedziemy za 20 minut, dobrze?
        -Tak.-szepnęła beznamiętnie.-To jakiś zasrany koszmar!-krzyknęła, opadając na ziemie. Schowała twarz w dłoniach, które oparła o kolana.- Łukasz, to białaczka.- powiedziała głosem pełnym żalu i bólu. -Jak był mały to stwierdzono u niego tę chorobę. Brał leki i choroba odpuściła, ale teraz powraca. Czuję to.
       -Jula, jeszcze nic nie wiadomo.-objął ją.-Wszystko się wyjaśni, będzie dobrze.-nie odpowiedziała. Łukasz słyszał jedynie szloch. Czuł, że sam zaraz się rozklei. To najgorsze, co mogło ich spotkać.

-------------------------------------------

Witaaaaaam ;3 Mam nadzieję, ze się podoba...:)
Serdecznie zapraszam tutaj :
dangerous-styles-and-horan.blogspot.com

Dziękuje za komy.
Do następnego..
Pozdrawiam, Lizzie ;*

niedziela, 2 lutego 2014

WAŻNE!!

























               
                                                                       Witam!
               Wiem, że  dawno nie pojawił się tutaj rozdział, ale postaram się nadrobić :) Miała ferie i dlatego tak wyszło. W ten piątek dodam dwunasty rozdział  :)

              A tymczasem zapraszam Was na moje opowiadanie, które piszę z pewną wspaniałą bloggerką:) Jest nowe i dopiero zaczynamy, więc byłabym wdzięczna  za jakieś kilka pomoc w niewielkim rozgłoszeniu tego bloga :) A na razie zapraszam do czytania! Komentarz byłby bardzo miły. Mam nadzieję, że pomożecie :* !


             dangerous-styles-and-horan.blogspot.com


Pozdrawiam, Lizzie ;**

piątek, 17 stycznia 2014

Jedenasty.

























                           

                                                           
                                                    ,,Może że jutrzejszy dzień przyniesie nam odpowiedź...''

                                               


                       Mijał kolejny dzień wspólnego mieszkania z Łukaszem. Julia czuła się dobrze, lecz martwiła się tym, że ojciec Dawida ich znajdzie. Nienawidziła go, myślała, że już nigdy go nie zobaczy, a tymczasem po raz kolejny próbuje popsuć jej życie.
                       Poza tym, dziewczyna zaczęła czuć się winna, za to, że jej przyjaciel Łukasz, musi oszukiwać Marco i Kubę w związku z jej wyjazdem. Po długotrwałym namyśle stwierdziła, że muszą wszystko im wyjaśnić. Bez względu na konsekwencje.
         -Łukasz.-zawołała.- Gdzie jesteś?
         -W siłowni!-usłyszała jego głos, po czym pobiegła do niego. Ujrzała Piszczka, który ćwiczył na rowerku treningowym oraz swojego syna, który biegał na bieżni. Wytrzeszczyła oczy i jak każda matka zaczęła się bulwersować.
         -Łukasz, dlaczego pozwalasz mu się tak męczyć!-uniosła głos.-Mały, złaź!
         -Spokojnie, przecież nic się nie dzieje.-westchnął mężczyzna.-Przecież on sobie tylko chodzi, spokojnie.
         -Zmęczy się, będzie chory!-krzyczała.-Szybciutko Dawidek, schodź z tego diabelstwa.-zdjęła dziecko z bieżni.
        -Ale mamo.-usłyszała narzekanie.-Łukaś ćwiczy!
        -Łukasz jest dorosły, a Ty malutki.
        -Jestem duży!-tupnął nogą.
        -Spokojnie młody, Twoja mama ma trochę racji.-odezwał się Piszczek.- Już trochę poćwiczyłeś, a teraz musisz odpocząć.-uśmiechnął się do chłopca.
        -A Ty?-spojrzał w jego oczy.
        -Ja też będę odpoczywał.-oznajmił, schodząc z rowerka.-Idź się pobawić klockami, a ja sobie coś zjem, okej?
        -Dobra.-wyszczerzył się i wybiegł z siłowni.  Julia i Łukasz zostali sami, więc mogli spokojnie porozmawiać. Na początek, dziewczyna skarciła mężczyznę wzrokiem, a ten poczuł się jakby chciała mu wydłubać oczy paznokciami. Mimowolnie się zaśmiał, bo była to dosyć dziwna sytuacja.
        -I co się śmiejesz?-spytała z udawanym wyrzutem.- On się bardziej słucha Ciebie niż mnie!-udała smutek, po czym spuściła wzrok.
       -Oj nie maż się.-zaśmiał się.
       -Haha, dobra.-wyszczerzyła się.-Musimy pogadać.
       -Słucham Cię, okruszku.-uśmiechnął się.
       -Musisz wyjaśnić Kubie i Marco, że jednak jestem w Dortmundzie. I nie sama.-ściszyła głos, przy ostatnim zdaniu.
       -Na pewno?-spytał, patrząc jej w oczy.
       -Tak. Zaproś ich dzisiaj, jeśli mogą przyjść.-uśmiechnęła się delikatnie.-Upiekę jakieś ciastko.
       -Nie musisz, im wystarczy paczka chipsów i piwo.-zaśmiał się.-Oczywiście zadzwonię, jak sobie życzysz.-uśmiechnął się.-Cieszę się z tego, bo to dobre wyjście.- dotknął jej ramion, po czym przytulił ją, a ona wtuliła się w jego ciało. Piszczek chciał, aby ta chwila trwała wiecznie. Sam nie wiedział, co się dzieje z jego emocjami, gdy Julia jest obok niego. Był podekscytowany, serce waliło mu jak oszalałe. Czy to miłość? Obwiał się, że tak. Bał się miłości...
       -Łukasz?-szepnęła.
       -Tak?-spojrzał na w jej niewinne oczy, które pragnęły szczęścia. Przeczuwał, że dziewczyna nie powiedziała mu wszystkiego, jednakże nie chciał naciskać. Stwierdził, że tak będzie najlepiej.
       -Jesteś dla mnie kimś naprawdę ważnym, ale umówmy się, że pozostaniemy przyjaciółmi, dobrze? Nie chce niczego więcej. Najlepiej jest tak jak teraz. Zmieniłeś moje życie na lepsze, wiesz? Poznałeś mnie. Znasz mnie lepiej niż ja sama. Wiesz jaka jestem, a mimo to ,nie akceptujesz. Niech tak zostanie, okej?
       -Nie mam zamiaru niczego zmieniać.-wyszeptał, po czym delikatnie ucałował jej skroń.-Wiesz, przyjaciele mogą być dla siebie opiekuńczy i delikatni.-uśmiechnął się po czym powtórzył czynność.
       -Jesteś nienormalny.-zaśmiała się cichutko.-Kocham Cię, bracie.
       -Ja Ciebie też, siostro!-poczochrał jej włosy i szybko oddalił się od zirytowanej dziewczyny.-Nie zabijaj!-zawył, śmiejąc się.
      -Uduszę Cię kiedyś, ale nie teraz, bo idę piec to ciasto, a Ty dzwoń po Marco i Kubę!-krzyknęła, chichocząc po nosem.
       Każde z nich odeszło w swoją stronę, w podobnych nastrojach - bez satysfakcji. Może, chcieliby powiedzieć coś zupełnie innego? Oboje uznali, że to najbezpieczniejsze wyjście. Żadne z nich, nie znało prawdy, jeżeli chodzi o uczucia.
                                                   







***




     
       
        Około trzynastej, mieszkańcy domu Piszczka usłyszeli dźwięk dzwonka do drzwi. Julia zamarła, bo nie wiedziała jak mężczyźni zareagują na jej potomka - zaakceptują to czy się odwrócą i ją wyśmieją? Nie wiedziała. Zaczęła się bardzo bać. Serce waliło jej jak oszalałe. Łukasz to zauważył i uśmiechnął się pobłażliwie w stronę dziewczyny i objął jedną ręką w pasie.
        -Uspokój się.-szepnął jej do ucha, delikatnie dotykając wargami jej ucha. Nieznacznie zadrżała.
        -Łatwo Ci mówić...-westchnęła ciężko, po czym poszła do salonu, aby zaczekać na gości.
       Piszczek poszedł otworzyć.  Miał uśmiech na twarzy, chociaż czuł zmieszanie i lekki stres.
        -Siemka, chłopaki.-uśmiechnął się szeroko, po czym wpuścił Marco i Kubę do środka.
        -No cześć Łukaszu, cześć.- odpowiedział Błaszczykowski.
        -Hej.-usłyszał głos blondyna, który zdejmował buty.- Co tam u Ciebie?
        -Chodźmy do salonu to się dowiecie.-rzekł tajemniczo, co wywołało dziwne spojrzenia pomiędzy Reus'em a Kubą.- Na co czekacie?-prychnął, po czy wmaszerował do salonu. Julia wstała z kanapy.-Mała niespodzianka! - wyszczerzył się, gdy dwaj piłkarze weszli za nim do pomieszczenia.- Julka, pamiętacie ją?
        -Wooow..-wybełkotał Jakub.-Co Ty tu robisz? Wróciłaś?
        -Tak.-uśmiechnęła się nieśmiało.
        -Nawet nie wiesz, jak ja się cieszę!-Marco rzucił się jej w ramiona, po czym soczyście objął dziewczynę.-Tęskniłem mimo, że nie było Cię tylko kilka dni.- uśmiechnął się najszerzej jak tylko potrafił.
        -Oj Marco, bracie.-ścisnęła jego dłoń i zaśmiała się cicho. Chwilę potem odeszła od niego i stanęła pomiędzy kapitanem reprezentacji Polski, a graczem reprezentacji Niemiec. Piszczek zniknął z ich pola widzenia.
        -Jest jednak coś, o czym musicie wiedzieć.-kontynuowała swoją wypowiedź.
        -Jesteś w ciąży?!
        -Łukasz Ci się oświadczył?! -zgadywali.
        -Nie!-warknęła.-A w ogóle co przyszło Wam do głowy?!-syknęła po chwili namysłu.
        -To o co chodzi?-spytał Kuba.
        -Nie o co, tylko o kogo.-usłyszeli głos obrońcy Borussi. -Przedstawiam Wam Dawida.- wszedł do salonu z dzieckiem na rękach.-Dawidek, to jest Kubuś - pokazał chłopcu zaszokowanego mężczyznę.-Ten drugi to Marco, tylko on nie rozumie naszego języka. Przywitaj się przystojniaku.-uśmiechnął się i postawił chłopca na podłodze.
       -Cześć, Kuba.-pomachał nieśmiało rączką.-Hej Marco.-powtórzył gest.
       -Hej, maluchu!-Jakub uklęknął przy chłopcu.-Ile masz lat?
       -3 i pół, ale niedługo moje ćwarte urodziny.-pochwalił się, ciągle mając uśmiech na twarzy.
       -Super.-pogłaskał malca po włosach.
       -Dawid, pójdziesz się pobawić na dwór z pieskiem?-zaproponowała mu, jego mama.-Tylko założysz kurteczkę i buty, dobrze?
       -Taaaak!-pobiegł do przed sionka i czekał, aż Julia go ubierze.

        Łukasz czuł się dziwnie, choć cieszył się, że jego przyjaciele poznali prawdę. Spojrzał na nich, a oni - byli tak zdziwieni, że z tego wszystkiego usiedli na kanapie.
       -Czekacie na wyjaśnienia?-zachichotał Piszczek.-Prawda jest taka, że Dawid to syn Julki. Mieszkał z jej mamą w Polsce, ale ze względu na nieprzyjemne okoliczności musiała go stamtąd zabrać i wrócić tutaj.
       -Okej...-syknął Reus.- Jestem zdziwiony, ale rozumiem to, mniej więcej.-powiedział, bardzo niepewnie.
       -Czyli teraz grasz tatusia?-prychnął uśmiechnięty Kuba, chcąc rozluźnić atmosferę.
       -Daruj sobie, okej?-warknął Piszczek.-Mógłbyś przez chwilę być poważny! Nie musisz mi dogryzać na każdym kroku, bo jest mi przykro!-wybuchł.- Wyskakujesz mi z jakimś tatusiem... no właśnie, bo już zapomniałeś o tym co było, prawda? Nie, nie gram tatusia!  Ja tylko próbuje im pomóc, bo wiem jak to jest, kiedy wszystko obraca się przeciwko Tobie!
       -Łukasz,  nie chciałem...-wyszeptał, widząc, że w tej sytuacji nikomu nie było do śmiechu.-Nie chciałem Cię urazić, po prostu...
       -Nie tłumacz się.-warknął.-Wiem, że nie chciałeś, znam twoje specyficzne poczucie humoru.-rzekł po chwili, czując, że za bardzo naskoczył na przyjaciela.
       -Przepraszam.
       -Nie ma za co, to ja  przepraszam.-westchnął, a po chwili do salonu weszła Julka.
       -Za co się przepraszacie?-spytały.
       -Chłopaki się posprzeczali..-mruknął Reus.-Julcia, mam pytanie..
       -No, słucham.
       -Nie chciałabyś wrócić do dworku?
       -Wydaje mi się, że wolę mieszkać tutaj. Mały się przyzwyczaił.
       -Dobrze, jak wolisz.-westchnął.-Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na moją pomoc. Jeżeli masz ochotę, możemy iść jutro na jakieś zakupy. Wyluzujesz się.
       -Chętnie, ale nie wiem co z synem...
       -Spokojnie, młoda!-odezwał się Kuba.-Jutro jest spotkanie piłkarzy i dzieci w klubie. Ja zabieram Oliwcie, a Łuki może zabrać Dawida. Będzie fajnie, młody się trochę zintegruje z dziećmi. Podłapie język, bo przecież musi się nauczyć.
       -Błaszczu, jesteś geniuszem!-zawołał Piszczek, gdy tylko usłyszał propozycję Kuby.- Najważniejsze, że pozna Oliwkę. Będą mogli się razem bawić.
      -Nie chcę robić problemu.-mruknęła Radwańska, bo wywołało irytacje mężczyzn.
      -Kobieto, przecież to jest bezproblemowa opcja! Ty się rozerwiesz z Marco, a ja zaopiekuje się Dawidem, tym samym spędzając czas z kumplami.-wytłumaczył, będąc bardzo pewny siebie, choć denerwowało go, że Reus zabiera gdzieś jego Julię.
      Radwańska poczęstowała mężczyzn ciastem, które upiekła specjalnie dla nich.  Kuba to smakosz takich pysznych frykasów, więc był zachwycony. Cała czwórka rozmawiała dłuższą chwilę przy kawie. Julka wiedziała, że każdy z nich wspiera ją bardzo mocno i dlatego czuła się silniejsza. Była im wdzięczna za to co robią.
 Rozmowę przerwał im dźwięk otwierających się drzwi i głośny, lecz radosny okrzyk chłopca. Chwilę później ujrzeli wbiegającego do kuchni olbrzyma, a mianowicie Masona.
      -O mój Boże!-krzyknęła kobieta, po czym pobiegła do korytarza, aby nakrzyczeć na syna. Gdy już chciała się wydrzeć, poczuła kogoś ręce na swoich biodrach. - To Łukasz, była pewna. Rozpoznawała jego perfumy na kilometr.
      -Nie krzycz na niego, to tylko dziecko.- wyszeptał.-Zaraz wygonimy pieska, a młody pobawi się w swoim pokoju.
     -Ech, niegrzeczny jest.-westchnęła.-Dawid! Zdejmuj buty.-podeszła do chłopca i zdjęła mu kurtkę i czapkę.-Zasuwaj po zabawki to się pobawimy razem.-uśmiechnęła się pobłażliwie, po czym wstała i odwróciła się do Piszczka.-Jesteś bardzo cierpliwy.
     -Moim przyjacielem jest Kuba, muszę  być cierpliwy, bo bym oszalał.-zachichotał.
     -Co Kuba, co Kuba?-usłyszeli głos Błaszczykowskiego.-Obgadujecie mnie, coo?-śmiał się.-Ech, ja się będę zbierał do domu, bo muszę Agę odwieść na lotnisko. Jedzie do mamy, a mi zostawia Oliwkę.
     -To chyba dobrze, będziesz miał spokój.-blondyn się zaśmiał, za co dostał kuksańca w brzuch od Jakuba.
     -No szkoda, że idziesz, ale może Marco jeszcze zostanie?-westchnęła Jula.
     -Nie, ja też idę.-oznajmił.- Kubuś musi mnie powieźć pod blok.
     -Oj, szkoda...-mruknęła szczerze zawiedziona dziewczyna.
     -To do jutra.-przypomniał Reus.-Pa.- ucałował dziewczynę w policzek.- Idziemy, Kubuś?
     -Tak.-zakładał buty.-Hej, Łuki. Pa, Jula.-również ucałował dziewczynę, a Piszczkowi uścisnął dłoń.
     -Cześć, dzięki za odwiedziny!- Łukasz i Julka pomachali do odchodzących mężczyzn.








***







      Resztę wieczora para spędziła na zabawie z Dawidem, który był wniebowzięty. Łukasz też był zadowolony z tego, że chłopiec go polubił i wręcz świetnie się dogadywali.
Może właśnie wkroczyli na ścieżkę do szczęścia? Może to ich droga?




     ------------------------------------------------
Hej! :)
Dodaję ten rozdział teraz ( dosyć wcześnie ), z racji tego, że później mnie nie będzie :C (czego się nie robi dla przyjaciół...) No więc.. ogólnie, muszę Wam powiedzieć, że w moim życiu teraz dzieją się dziwne rzeczy :D Aczkolwiek pozytywne! Normalny chaos! :) ( +Nika Majewska  :D )
Mam nadzieję, że u Was też ,,kolorowo'' :) Cieszcie się życiem! To  największy dar ;**
To na tyle moim wywodów...
Co do rozdziału... same oceńcie :)
Dziękuje za komentarze! <3
Pozdrawiam, Lizzy ( takie przezwisko ze szkoły..:) ;**

piątek, 10 stycznia 2014

Dziesiąty.






















                                                                     

                                                                                 ,,Jesteś pośrodku mej głowy jak echo...''
                                                               






                  Łukasz przez cały wieczór zastanawiał się o co chodzi. Nie rozumiał dlaczego od początku Julia nie powiedziała mu o swoim synu. To prawda, był w szoku, kiedy ujrzał ją z małym dzieckiem, ale przecież to nic niezwykłego. Pokrótce, Piszczek wziął do siebie prośbę dziewczyny i postanowił ich ,,przygarnąć''. Chciał o nich dbać, opiekować się nimi, martwić się o nich i być obecnym w ich życiu.
                  Około dwudziestej pierwszej, Julia wyszła ze swojej sypialni, w której smacznie spał Dawidek. Zamierzała iść do Łukasza i wszystko mu wyjaśnić. Chciała, żeby wszystko było dla niego jasne.
Podeszła pod drzwi jego sypialni i delikatnie zapukała. Po chwili, usłyszała ciche ,,proszę'' - weszła do środka. Ujrzała siedzącego na skraju łóżka mężczyznę, który najwyraźniej o czymś myślał.
                -Nie śpisz?-spytała szeptem.
                -Nie.-uśmiechnął się delikatnie.-Myślę.
                -Mogę Ci na chwilę przeszkodzić? Chcę wyjaśnić kilka kwestii...
                -Proszę, siadaj.-uśmiechnął się.-Wiesz, trochę mnie to wszystko ciekawi.
                -Nie dziwię się.-prychnęła.-W końcu, jakaś obca dziewczyna wpieprza się w Twoje życie, wchodzi z butami do Twojego domu, a potem jeszcze dowiadujesz się, że ta dziewczyna ma dzieciaka.
                -Przecież wiesz, że tak nie myślę.-powiedział.-Jesteś dla mnie ważna, rozumiesz? Chodzi mi tylko i wyłącznie o to...że nie powiedziałaś mi o Dawidzie. Dlaczego? Nie ufasz mi?
                -Ufam, ale...-zmieszała się.-To dla mnie trudne, musisz zrozumieć. Dawid mieszkał z moją mamą, tylko po to, abym skończyła studia w Dortmundzie, bo ojciec kupił mi dom, w tym mieście. Później go sprzedał i mnie wykiwał. Niedawno matka zadzwoniła do mnie i powiedziała, że tata Dawidka kręci się po naszej miejscowości i... zabrałam go stamtąd
               -Rozumiem, ale...dlaczego uciekasz przed ojcem małego?
               -Jest cholernym dupkiem! Nienawidzę go!-uniosła głos.
               -Przepraszam za ciekawość, ale... zrobił Ci coś? -zapytał szepcząc.
               -To co Ci powiem, ma zostać między nami, jasne? - spojrzała na niego przestraszonymi oczami.
               -Oczywiście.-powiedział .
               -Byłam z nim półtora roku i... zostawił mnie, kiedy dowiedział się, że jestem w ciąży. Mówił, że niszczę mu życie i że odchodzi. Czułam się jak śmieć, ale w sumie się cieszyłam. Czasami nie mogłam z nim wytrzymać. Poniżał mnie. Chciałam od niego odejść wcześniej, ale nie pozwalał mi. Bałam się go...-z jej oczu spłynęła samotna łza.- Kiedyś mnie popchnął i spadłam ze schodów.-pokazała Piszczkowi nadgarstek, na którym widoczna była duża blizna.- Rozdarłam skórę zahaczając o jakieś metalowe elementy. Miałam przecięte ścięgna i bałam się, że będę miała niesprawną rękę. Po tym zdarzeniu nie mogłam z nim żyć, wiesz? Cierpiałam...i wtedy zaszłam w ciąże. Odszedł. Uwolniłam się. A teraz chce powrócić i zatruć mi życie. Na pewno chce pieniędzy mojej matki.-płakała.-Ale ja się nie boję, nie teraz.
             -Julka..-objął ją ramieniem.
             -Przepraszam, ale to silniejsze ode mnie.-zaczęła wycierać łzy.-To był koszmar.
             -Julcia nie płacz, dobrze?-przejechał dłonią po jej policzku.- To co mi powiedziałaś jest straszne, ale to już minęło.- lekko uniósł swoje kąciki ust do góry.- Teraz mieszkasz ze mną. Jesteś pod moją opieką, Ty i Dawid.
              -Dziękuje Łukasz..-wyszeptała.-Nigdy nie ufałam komuś tak mocno jak Tobie.-wyznała.-Marco też ufam, jest mi jak brat, ale... przy Tobie czuję się bezpieczna, wiem, że mnie nie zawiedziesz.
              -Przytul się.-objął ją swymi ramionami.-Zimno Ci?-poczuł jak delikatnie się dygocze.- Połóż się.-odkrył skrawek kołdry, a dziewczyna położyła się na jego łóżku. - Nie płacz już.- otulił ją kołdrą.
              -Dlaczego jesteś dla mnie taki dobry?-spytała.
              -Bo jesteś moją przyjaciółką. Widzę, że Ci źle, więc muszę Ci pomóc.-uśmiechnął się lekko, po czym położył się obok niej.
              -Dziękuje...
              -Julka?
              -Tak?
              -Jak ten sku*wiel się do Was zbliży to połamię mu kości.-powiedział cicho, lecz pewnie.- Będzie miał połamane kości trzy razy, bo będę łamał - ja, Kuba oraz Marco.
              -Oj Piszczu, kochany jesteś.-zachichotała cichutko.-Dziękuje Bogu, że Cię mam.
              -Przestań, bo się zarumienię.-zaśmiał się.-Śpij.-przytulił ją, a po kwadransie oboje zasnęli.








***







             Nastał ranek. Piszczek obudził się jako pierwszy. Ostrożnie wyszedł z łóżka, tak by nie obudzić Julki. Kiedy szukał w szafce koszulki, spojrzał na subtelnie śpiącą dziewczynę. Ten widok go rozczulił. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie. Mężczyzna mimowolnie się uśmiechnął i powrócił do szukania T-shirta.
            Po piętnastu minutach był już ubrany i odświeżony. Postanowił, że pójdzie zobaczyć czy mały Dawidek śpi.
             Delikatnie nacisnął na klamkę i drzwi pokoju Julii się otworzyły. Po cichutku wszedł do środka. Ujrzał chłopca, który leżał z otwartymi oczyma - nie spał.
          -Młody, nie śpisz?-zapytał chłopca.
          -Nie.-powiedział uśmiechając się.-A gdzie mamusia?-spytał, patrząc na Piszczka wielkimi oczami.
          -Śpi.-odpowiedział.-Jest zmęczona i musi odpocząć, wiesz?
          -Mhm.-mruknął niezbyt zadowolony.
          -Pójdziesz ze mną na śniadanie?-uśmiechnął się zachęcająco.-Później pooglądamy jakieś bajki, które lubisz. Co Ty na to, mały?
          -Dobrze.-wygramolił się z dużego łóżka.-Muszę się ubrać.-westchnął, co wywołało uśmiech na twarzy Łukasza.
         -Dasz sobie radę?-zapytał rozbawiony.
         -Mam trzy lata, człowieku.-rzekł oburzony.-Nie jeśtem dzieckiem.-
         -No to świetnie, zatem czekam w kuchni, okej?
         -Mhm.-Piszczu usłyszał jedynie ciche mruknięcie.
Mężczyzna zszedł na dół i poszedł do kuchni. Oczywiście, był porządek. Piszczek nie lubił sprzątać, ale Julka zawsze o to dbała. Łukasz postanowił, że zje razem z Dawidem płatki kukurydziane, bo on sam je uwielbiał. Wyjął z lodówki mleko, a z szafki pudełko z płatkami. Potrzebował już tylko garnka oraz miseczek. Zaczął grzebać w szafce, w której znajdowały się tego typu przedmioty. W pewnym momencie usłyszał jak ktoś zbiegał ze schodów. Obejrzał się i zobaczył Dawidka, który był z siebie iście zadowolony. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
        -Patrz!-zawołał radośnie.-Mamy podobne koszulki!-Łukasz spojrzał na niego i zachichotał. Młody był taki podekscytowany, że wydawał się bardzo zabawny.
        -Suuper!-zaśmiał się.
        -Nom, niebieskie.-powiedział przyglądając się Piszczkowi.
        -Hehe Dawidku, masz 3 latka, umiesz się ubierać i nieźle wygadany jesteś, ale kolory nie są Twoją silną stroną.-śmiał się.-To jest szary, nie niebieski.
        -Ciepiasz się.-mruknął ,,urażony'' chłopiec.
        -Lubisz płatki kukurydziane?
        -Tiak.-przytaknął, po czym usiadł na krześle.-A Ty umiesz glać w piłkę?-spytał po chwili namysłu.
       -A umiem.-uśmiechnął się.-A Ty umiesz?
      -Tiak, umiem.-powiedział, pewny siebie.-Babcia mi  mówiła, że jestem lepszy od Leo Ronaldo.-wyszczerzył się, a Piszczek zaczął się śmiać. Mały był taki rozkoszny!
       -Proszę, Twoje płatki.-postawił przed nim miseczkę i podał łyżkę.-Smacznego.
       -Dzięki.-uśmiechnął się i zaczął jeść, podobnie jak Łukasz. Po zjedzeniu posiłku, Piszczek musiał iść z Dawidem poszukiwać jego szczoteczki do zębów, gdyż ten uparł się, że z nieumytymi zębami nie da się funkcjonować. Po kilkuminutowych zmaganiach, odnaleźli szczoteczkę oraz pastę do zębów. Młody pobiegł do łazienki, a Łukasz poszedł do swojej sypialni, aby zobaczyć czy Julka jeszcze śpi. Okazało się, że śpi w najlepsze, a Piszczek nawet nie śmiał jej budzić - wrócił do chłopca, który przebywał w łazience.
       -I jak Ci idzie mycie ząbków?-zapytał.
       -Nawet, nawet.-uśmiechnął się.-Łukaś?
       -Słucham?
       -Ty jesteś męziem mojej mamy?-spytał zeskakując z krzesełka, na którym musiał stać, aby dosięgnąć do umywalki.-Babcia mi powiedziała, że tylko mąź i żona śpią lazem w łóżku.-słowa malucha nieźle zdziwiły mężczyznę.
       -Kochany, nie zawsze tak jest.-uśmiechnął się pobłażliwie.- W naszym przypadku było tak, że Twoja mama była tak zmęczona, że zasnęła w mojej sypialni, więc spała w moim łóżku.
       -Czyli nie jesteś jej męziem?
       -Nie.-zaśmiał się.
       -Mhm.-mruknął i wybiegł z łazienki.-A byłeś grzeczny w tym loku?
       -Zależy dlaczego pytasz.-pobiegł za nim, gdyż bał się spuszczać go z oka.
       -Bo Mikołaj nie długo będzie lozdawał prezenty!-uśmiechnął się promiennie.-Co ciałbyś dostać?
       -Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym.-uśmiechał się.-A Ty co byś chciał?
       -Takiego duzego misia! Może jeszcze takie buty cio mają piłkarze i nie wiem.-chichotał.-Ale babcia mówi, że byłem niegrzeczny i Mikołaj da mi rózgę!
       -Przesadza, przecież jesteś grzeczny chłopaczek.-zaśmiał się.-Chcesz pooglądać bajki?
       -Tiaaaak!-zawołał radośnie.
       -To zapraszam.-wziął go na ręce, a mały objął jego szyję. -Oglądasz MiniMini, łobuzie?-zapytał uśmiechając się szeroko.
       -Nie, bo to głupie!-powiedział.-Ja lubię Cartoon Network!-wyszczerzył się i położył małą rączkę na włosach Łukasza.- Mama ma fajniejsze włoski, ale Ty też masz fajne.-uśmiechnął się.-A pooglądasz ze mną bajeczki?
       -Wiesz młody, zaraz będę musiał zbierać się na  trening...-oznajmił, po czym posadził Dawidka na kanapie w salonie.-Pooglądaj chwilę sam, dobrze?
      -Dobrze, ale pobawisz się ze mną później?
      -Pobawię.-uśmiechnął się i pogłaskał chłopca po głowie.-Obiecuję, ale później. Zaraz wstanie Twoja mamusia to na pewno się razem pobawicie.-wyszedł z salonu, zostawiając dziecko w świetnym humorze.










***







       Trening trwał  równe cztery godziny, czyli tak jak zapowiedział wcześniej Klopp. Zmęczeni mężczyźni wyszli z szatni jak nowo narodzeni - po wizycie, pod prysznicem. Jak zwykle, towarzyszyli sobie aż do parkingu, gdzie każdy z nich wsiadał w swój samochód i jechał do domu, aby odpocząć.
       Łukasz wrócił do domu około 13 : 30.  Był zadowolony, że nie musi trenować wieczorem. Wolał ten czas spędzić w domu. Z Julką i Dawidem - czuł, że łączy  ich jakaś dziwna więź. Coś, czego nie potrafił sobie wytłumaczyć.
       -Jestem!-wszedł do domu, trzaskając drzwiami.
       -Okey!-usłyszał głos Julii.- Mam nadzieję, że lubisz pierogi ruskie?-chwilkę później, widział ją już w wejściu do kuchni.
      -Lubię, lubię.-zaśmiał się, po czym przytulił dziewczynę ,,na powitanie''.-Śpioch jesteś.
      -Wiem.-uśmiechnęła się nieśmiało.-Dzięki, że nakarmiłeś mojego diabełka.
      -Hehe, nie ma sprawy.-zaśmiał się.-Ale musisz nauczyć go kolorów, koniecznie.
      -Nie wymagaj od niego zbyt dużo.-położyła dłoń na jego rozgrzanym policzku.-On ma dopiero 3 lata, a i tak jest aż za bardzo rozgarnięty.
      -Może masz rację.-westchnął.-Idę zanieść te tobołki.-oznajmił i zniknął za drzwiami do garażu. Po kilku minutach był z powrotem w kuchni, gdzie ujrzał czekający na stole obiad. Usiadł na krześle przy ścianie i zaczął  konsumpcje.
      -Wróciłeś!!!-po chwili, usłyszał donośny krzyk dziecka i mimowolnie się uśmiechnął.- Tęśkniłem za Tobą, wiesz?-rzucił mu się na szyje, a Łukasz niemalże zadławił się pierogiem ; nie sądził, ze młody tak bardzo go polubił.
      -Naprawdę? Ja za Tobą też, dzióbku.-odwzajemnił jego uścisk i posadził sobie na kolana.-Chcesz pieroga?-zaśmiał się.
     -Niee.-mruknął.-A Ty sobie jedz.-pogłaskał Łukasza po włosach.-Ja idę.-zsunął się z nóg Piszczka i pobiegł ,,w głąb domu''. Jego obecność zastąpiła Julia, która wróciła z łazienki. Była uśmiechnięta i pogodna, jakby promieniała z powodu obecności Łukasza i jej syna.
     -Przepraszam za niego...-spuściła wzrok.-On się bardzo cieszy, dlatego, że nie musi spędzać całych dni ze starą babcią w domu.-tłumaczyła piłkarzowi.-Poza tym, jesteś dla niego miły i on...
      -Przestań, przecież on nic nie robi. Jest słodki i taki przyjacielski! Taki trzylatek to skarb!
      -Naprawdę? Nie zawadza Ci?
      -Julcia, główka Cię nie boli?-spojrzał na nią z lekkim wyrzutem.-Myślisz, że jestem jakiś snobem, który nie ma uczuć?
      -Łuki, skądże...po prostu czuję, że jesteśmy problemem.
      -Skończ, bo się zdenerwuję.-uśmiechnął się pobłażliwie.- Pozwól, że pójdę teraz pobawić się z moim ulubieńcem, Dawidkiem.-ominął dziewczynę i poszedł do salonu, gdzie zobaczył malucha, który bawił się klockami na podłodze.-  To jak bawimy się? -spytał go, a ten pokiwał radośnie głową.
        Piszczek bawił się z synkiem swojej przyjaciółki, dobre dwie godziny. Oboje byli wykończeni układaniem domków i pocisków jądrowych z klocków lego. Dawidowi zachciało się spać, więc Łukasz wziął go na ręce i ułożył na kanapie, po czym podłożył mu pod głowę podusię i otulił go mięciutkim kocykiem.









***








         Siedziała skulona na fotelu.Czuła, że Łukasz jest dla niej za dobry. Widziała, jak się stara, jak się opiekuje nią i jej dzieckiem...a ona? Ona nie mogła mu niczego zaoferować.
        Piszczek zauważył, że jego przyjaciółce najwyraźniej coś leży na sercu. Postanowił z nią porozmawiać.
        -Co się dzieje, Juluś?-zapytał.
        -Nic, po prostu...
        -Tylko mi nie mów, że chodzi o to, że mi przeszkadzacie, bo się wścieknę.-ostrzegł, całkiem spokojnie, a ona spojrzała na niego niewinnym wzrokiem.-Julka, przestaniesz?
        -Ale co mam przestać?-uniosła lekko głos.-Drażni mnie, że możemy u Ciebie mieszkać, jeść Twoje lodówkowe zapasy, jesteś dla nas bardzo miły i dobry... a ja co mogę Ci dać? Nic, bo nic nie mam. Tylko przeszkadzamy, a Ty jeszcze denerwujesz się, kiedy to mówię.
        -Bo nie mówisz prawdy!-warknął.- Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, prawda? Co za różnica czy będę mieszkał sam czy z Wami? A no taka, że teraz mam do kogo pieprzoną mordę otworzyć! A o jedzeniu to nawet mi nie mów.-warczał, był zirytowany.
        -Ty nie rozumiesz.-prychnęła, uśmiechając się bezradnie.
        -To mi wytłumacz.-westchnął.
        -Boję się.-wyszeptała.-Boję się, że przyzwyczaję się do Ciebie, że Dawid się do Ciebie przyzwyczaił...boję się, że nas kiedyś zostawisz i zostaniemy sami. A młody będzie pytał ,,Kim on był?''
        -Jula.-szepnął, po czym usiadł obok dziewczyny.-Obiecuje, że nigdy Was nie zostawię.-wyznał.-Nigdy, choćby nie wiem co się działo, będę przy Was. Na dobre i na złe.





____________________________________________

Witam!
Taki tam rozdział mam dla Was ; ) Mam nadzieję, ze się podoba.
Ogólnie myślałam nad nowym blogiem, ale nie... jeszcze nie teraz :)

Bardzo dziękuje za komentarze!! <3  Znaczą dla mnie bardzo, bardzo dużo ! <3
Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem też będzie ich sporo ;)
Dziękuje za wszystko, pozdrawiam ;***

piątek, 3 stycznia 2014

Dziewiąty.

























                                       ''Uciec od tego i nie wrócić- kłopoty. Zamknąć oczy, zniknąć w nocy...''






                                                                    *Polska*




               Julia Radwańska, kojarzona z beztroską dziewczyną bez zobowiązań, jechała właśnie do rodzinnego domu na obrzeża Warszawy.  Nikt ze znajomych w Dortmundzie nie spodziewałby się nawet, kto może czekać w domu jej mamy.  Nie ważne, co się stanie po jej przyjeździe - musiała go odwiedzić, przytulić... Był dla niej całym światem, nawet po wyjeździe na studia. Tęskniła, tak cholernie tęskniła za tym maluchem. Teraz, była pewna, że nic już ich nie rozdzieli.
                Taksówka zaparkowała, przed dużym, pięknym domem.  Julia zapłaciła kierowcy i z walizką w ręku, opuściła samochód.  Pierwsze co usłyszała wchodząc na podwórko, to donośne  szczeknie psów, które miały kojec za domem. Przypomniało jej się dzieciństwo. Wtedy, razem z tymi psami spacerowała po całej miejscowości. A teraz? Nawet nie pamięta jak się wabią. Wszystko się zmienia, przemija... A Julka miała wrażenie, że stoi w miejscu. Cały świat w okół żyje, tylko nie Ona.
                Dziewczyna zadzwoniła do drzwi. Czuła, że zaraz wybuchnie płaczem, lecz nie mogła do tego dopuścić - nie mogła pokazać jak słaba jest w środku, szczególnie przed swoją najbliższą rodziną. Po chwili, ktoś otworzył drzwi, jak się okazało - była to mama Radwańskiej.
                -Kochanie, jak się cieszę, że już przyjechałaś!-uściskała dziewczynę w progu.-Tęskniliśmy za Tobą, mam nadzieję, że nie jesteś za bardzo zmęczona, bo ktoś chce się z Tobą bawić!
               -Mamo...-westchnęła, rozbawiona  zachowaniem rodzicielki.
               -Oj przepraszam, dziecko.-zachichotała.-Wejdź.-otworzyła drzwi na oścież, po czym zabrała bagaż Julii.
               -Dziękuje, mamo.-uśmiechnęła się szeroko.-Gdzie mały?-spytała troszkę niecierpliwie.
               -U siebie w pokoju. Leć do niego!-zaśmiała się cichutko.
                Radwańska  pobiegła do pokoiku jej...syna! Tak, miała trzyletniego synka - Dawidka.
Dziewczyna nie chciała, aby chłopiec miał styczność z ojcem. Nie chciała tego, ponieważ uważała, że mężczyzna jest okropnym dupkiem i nie zasługuje na obecność w ich życiu.
Julka otworzyła zielone drzwi i weszła tam. Zobaczyła dużego już chłopaczka, który patrzył na nią ogromnymi oczami.
               -Mamusia!-krzyknął szczęśliwy.-Psyjechałaś już?-wtulił się w ciało dziewczyny, po czym chwycił małymi rączkami jej piękne włosy. Kochał się nimi bawić, gdyż był bardzo miękkie i miłe w dotyku.
              -Przyjechałam i już nigdy Cię nie zostawię misiu.-uśmiechnęła się najszerzej jak tylko potrafiła.-Jak Ci tutaj było z babcią?
              -Dobrze, ale teśkniłem.-wtulił się w nią jeszcze bardziej niż wcześniej.
              -Kocham Cię dzióbku.-ucałowała małego w czubek noska.-Idziemy do babci? Na pewno ugotowała coś pysznego.-wzięła Dawida na ręce i wyszli z pokoiku.








***






            Nadszedł wieczór. Jula położyła Dawidka spać, a sama poszła porozmawiać ze swoją mamą.
Weszła do salonu, gdzie ujrzała swoją rodzicielkę, która siedziała przy kominku z kubkiem gorącej herbaty.
           -Proszę, to Twoja.-podała dziewczynie kubek.-Mam dla Ciebie niezbyt dobre wieści..
           -Mów, mamo...-westchnęła.
           -Tomasz namierzył nasz dom.-syknęła.-Musisz wrócić do Niemiec  z Dawidkiem.-powiedziała.
           -Niemożliwe.-szepnęła, nerwowo stukając palcami w ławę.-Przecież wiesz,że ojciec mnie wykiwał z tym dworkiem...
           -Dam Ci pieniądze, wynajmiesz jakieś mieszkanie.-oznajmiła.-Będzie dobrze, zobaczysz.
           -Dobrze mamo.-powiedziała.-Wyjadę, bo nie chcę, aby ten gnojek nas znalazł.-oznajmiła.-Możemy jechać chociażby jutro. Im szybciej, tym lepiej.
           -Nie martw się tak bardzo, kochanie.-przytuliła swoją córkę.









***







            Julia tuż przed snem, przypomniała sobie o bardzo ważnej sprawie, a mianowicie - miała zadzwonić do Łukasza, a nie zrobiła tego.  Była na siebie trochę zła, ale stwierdziła, że nie jest jeszcze późno i może do niego zadzwonić. Wzięła telefon i wybrała numer Piszczka, po czym nacisnęła zieloną słuchawkę.
           -Piszczek, słucham.-usłyszała.
           -Witam Piszcza, witam.-zachichotała.-Jak tam, Łukaszku?
           -Tęsknie za Tobą.-wyznał, smutnym głosem.-Jak lot?
           -Dziękuje, dobrze.-powiedziała.-Ale wiesz, mam problemy Piszczu...
           -Co? Jak to? Przecież przed chwilą wyjechałaś...nie miałaś w ogóle problemów!-usłyszała, nerwowy głos przyjaciela.
           -Spokojnie, poradzę sobie.-rzekła.-Tylko mam  do Ciebie pewną prośbę,  a wręcz... chciałabym Ci powiedzieć, że potrzebuje Twojej pomocy.
           -Czego Tylko pragniesz.-usłyszała, a w środku zrobiło jej się przyjemnie ciepło.
           -Mogłabym...no wiesz.-zmieszała się.- Mogłabym do Ciebie wrócić? To znaczy...do Twojego domu. Nie myśl sobie, że zachowuję się jak córka marnotrawna, to nie tak... Wytłumaczę Ci to, ale jak przyjadę do Dortmundu, dobrze?
             -Nie musisz nic tłumaczyć. Czekam na Ciebie.-słyszała spokojny, nawet radosny głos.-Może przyjechałabyś już jutro?
             -Jeżeli nie masz nic przeciwko...
             -Kompletnie nic przeciwko!-zawołał do telefonu.-Wyleć z Warszawy lotem o 11, a ja przygotuję obiad. Jakiś zdrowy, taki, który lubisz.-ekscytował się.-Rybka?
            -Łukasz, spokojnie.-zachichotała.-Zadzwonię jak będę na lotnisku, okej?
            -Dobrze, dziękuje Ci...
            -Za co?-spytała zdziwiona.-Przecież robię Ci kolejny problem...
            -Jula!  Nawet tak nie mów... Ja i Mason z utęsknieniem na Ciebie czekamy. Rozumiesz? Jesteś naszą ukochaną przyjaciółką.
            -Kochany jesteś...-szepnęła.-Proszę nie mów nikomu, że przyjeżdżam znowu, okej?
            -Dobrze.-zgodził się.-Chyba jesteś zmęczona.-stwierdził.-Może idź już spać...
            -Masz rację.
            -Dobranoc, słodkich snów.
            -Dziękuje, wzajemnie.-poczekała, aż sam się rozłączy. Kiedy to zrobił, dziewczyna rzuciła telefon na biurko, a sama położyła się na łóżko i zamknęła oczy.







***






               Nastał ranek. Julia obudziła się niecały kwadrans po szóstej. Dziewczyna czuła się wypoczęta. Była zadowolona z tego, że za ścianą śpi jej ukochany synek. Można powiedzieć, że czuła nawet ulgę, że w końcu mogli być razem.
              Radwańska zeszła do kuchni, aby razem z synem i matką zjeść śniadanie. Jak zwykle, posiłek stał już na stole, a mały wraz z rodzicielką Juli czekali na nią siedząc na kanapie w salonie. Rodzinna atmosfera bardzo podobała się Julce, jednakże wiedziała, że im szybciej stąd wyjadą - tym lepiej.
             -Cześć, jak się spało?-zapytała, gdy zeszła ze schodów.
             -Witaj kochanie, całkiem dobrze.-odpowiedziała jej mama.-Prawda Dawidku?
             -Takk.-przytaknął, uśmiechając się przesłodko.- Co będziemy dzisiaj lobić, mamusiu?
             -Oj, łobuziaku!-poczochrała jego włosy.-Dzisiaj może pojechalibyśmy do mojego domku? Nie możemy mieszkać u babci, wiesz?
             -No dobrze, a daleko ten Tfuj domek ?
             -Kawałek stąd. Polecimy samolotem, dobrze?
             -Suuuuuuuuper!- zaczął krzyczeć, zadowolony.-Fajnie mamo, a babcia teź pojedzie?
             -Babcia zostanie, ale odwiedzi nas niedługo, dobrze?
             -Taak!-szczerzył się, niczym najszczęśliwszy dzieciak świata.
 Julia uznała, że pierwszą część drogi do ,,sukcesu'' ma już za sobą. Teraz, pozostało jej tylko spakować chłopca i zabukować dwa bilety na najbliższy lot do Dortmundu. Dziewczyna poprosiła o pomoc swoją matkę, która jak zawsze była chętna do pomocy. To ona spakowała rzeczy Dawida, a Jula zajęła się formalnościami. Około godziny dziesiątej, wszystko było uszykowane. Oczywiście, pani Radwańska wciskała swojej córce różne przetwory domowej roboty. Zależało jej na tym, aby Juli oraz Dawidkowi niczego nie brakowało.
            -Kochana, zamówiłam Wam taksówkę.-rzekła kobieta.-Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i w końcu będziemy mogły zamieszkać blisko siebie.
            -Nie martw się mamo, damy sobie radę.-uśmiechnęła się ciepło w stronę matki.- To będziemy już wychodzić, chodź Dawidku.-chwyciła za walizki.-Pożegnaj się z babcią, kochanie.
           -Poczekaj Julka!-zawołała.-Masz tutaj kardę kredytową.-podała jej.-Jest tam nawet duża kwota pieniędzy.
           -Nie trzeba, mamo...
           -Bierz!-uśmiechnęła się szeroko, po czym odeszła od córki i zaczęła żegnać się z wnukiem.








***








           Lot trwał lekko ponad godzinę. Około 12 : 30 Julia z synem byli już na lotnisku. Mały był zaspany, a podziwiał nowe obiekty, które udało mu się zaobserwować. Stał cichutko obok mamy, która wyciągnęła telefon w celu skontaktowania się z Piszczkiem.
          -Halo? -w końcu usłyszała głos mężczyzny w słuchawce.
          -No cześć, Julka mówi.-powiedziała.
          -Julcia!-zawołał.-Dobrze Cię słyszeć.
          -Ciebie też, wiesz...chciałabym Ci powiedzieć, że jestem już w Dortmundzie i może mógłbyś mnie zabrać z lotniska? Jeśli to nie kłopot, oczywiście.
         -Oj Ty głupolku. pewnie, że nie kłopot.-słyszała cichy chichot.-Już odpalam samochód, poczekaj na parkingu, dobrze?
         -Dobrze, dziękuje Ci serdecznie, Łukasz.
         -Przestań, nie ma za co, Juluś. Dobra, ja się rozłączam, bo wiesz...Jedziesz, nie dzwoń!
         -Racja, pa.-schowała komórkę do kieszeni. Spojrzała na Dawida, a ten trzymał rączką jej kurtkę i rozglądał się po całym obiekcie. Był bardzo zaciekawiony.
          -Chodź, wyjdziemy na parking, dobrze?
          -Mhm.-usłyszała tylko ciche mruknięcie, z którego wywnioskowała, że chłopiec przystaje na takową opcję. Po chwili, czekali już w umówionym miejscu.
           Jula i Dawidek czekali niecałe pięć minut, po czym dziewczyna ujrzała znajomego Mercedesa. Mimowolnie się uśmiechnęła i pomachała mu energicznym ruchem ręki.  Chwilę później samochód stał zaparkowany tuż obok dziewczyny.
          -Widzimy się szybciej nii...-wysiadającemu z samochodu Łukaszowi głos się zawiesił, gdy ujrzał chowającego się za Julią chłopczyka.-Wow widzę, że poznam dzisiaj jakiegoś przystojniaka.-uśmiechnął się szeroko, po czym zajrzał do chłopca, który najwyraźniej się zawstydził i unikał jego spojrzenia.
          -No więc, Łukasz...-zmieszała się.-Wyjaśnię Ci to później, okej?-uśmiechnęła się delikatnie.-Przygarniesz samotną matkę z małym łobuzem?-zaśmiała się, patrząc Piszczkowi prosto w oczy. Ten również zachichotał po czym, bez słowa zabrał bagaże Radwańskiej i jej synka.
          -To jak? Przygarniesz?- zapytała, chichocząc cicho i słodko się uśmiechając.
          -Co to za pytanie w ogóle? Oczywiście, że tak. Przecież od początku mówiłem  :  mój dom to Twój dom, prawda?
          -Ale Łukasz..-westchnęła.
          -Cicho, mała.-podszedł do niej i objął ją swoimi ramionami, a ona wtuliła się w niego.-Dziękuje, że wróciłaś...
          -Mamo...mamo.-Julia i Łukasz usłyszeli ciche nawoływanie.
          -Co jest, maluchu?-kucnęła przy chłopcu.
          -Nić, tylko...-spojrzał wystraszonymi oczyma na Piszczka.
          -Oj, zapomniałam!-zawołała Julia.-Łukaszu, poznaj tego oto młodzieńca, Dawidka.- mówiła teatralnie, wywołując tym samym napad śmiechu u małego chłopca.-A Ty Dawidzie, poznaj tego oto przystojnego piłkarza, Łukasza!-zaśmiała się.
          -No witam, słodziaku!-Łukasz podał małemu dłoń.-Dawidek masz na imię, tak?
          -Tiak.-kiwnął głową i szybciutko uciekł wzrokiem.-A Ty Łukaś?-spytał nieśmiało.
          -Dokładnie.-zachichotał.-Oj, chyba Ci zimno, prawda?
          -Mhm.-pokiwał głową i spojrzał na Julię.
          -To chodźmy do samochodu, tylko jest jeden problem...-oznajmił mężczyzna.
          -Słucham?
          -Nie mamy fotelika, dla maluchna.
          -Ojej...-złapała się za głowę.-Co teraz? Może policja nas nie zatrzyma, co?
          -Nie.-rzekł pewnie.-Dobrze, chodźmy. Będę jechał wolno.-uśmiechnął się.
Droga zajęła im nie więcej niż 10 minut. Na szczęście, policji nigdzie nie było, z czego zadowolona była Julka. Dziewczyna co chwilę spoglądała na Łukasza i Dawida. Ku jej zdziwieniu, mały siedział cichutko jak myszka. Co chwilę tylko zmieniał obiekt obserwacji. Po wyjściu z samochodu Dawidek trzymał się płaszcza swojej mamy tak mocno, że sama z trudem go od niego odczepiła. Młody był całkiem zabawny :  przestraszony i ciekawski - jak nigdy!  Łukasz natomiast był bardzo ciekawy całej sytuacji, która miała miejsce. Czekał na kilka słów wyjaśnień ze strony Julki, chociaż - nie potrzebował ich. Cieszył się, że dziewczyna jest z nim.
     





_____________________________________________________


 Hej ;)

      Kolejny piątek, kolejny rozdział....a wyświetleń coraz mniej ;C Przykro mi trochę, ale w sumie ja nie będę nikogo namawiała, bo nie o to w tym chodzi :)
     Dziękuje za poprzednie komentarze! :)
     Mam nadzieję, że rozdział chociaż trochę się podoba.

Wiecie co? Doszłam do wniosku, że najważniejsze w życiu to akceptacja samego siebie! Bez tego wszystko jest do kitu... - Żyć w zgodzie z samą sobą - moje postanowienie na 2014 rok, który zaczyna się bardzo obiecująco :)  A jakie są wasze noworoczne postanowienia?


     Pozdrawiam, Izaaa :**

piątek, 27 grudnia 2013

Ósmy.
















                                                       ,,Zostań, potrzebuję Cię tu,
                                                         To co w sobie mam tylko ciągnie mnie w dół,
                                                         Zostań, poukładaj mi sny,
                                                         Jeden z nich na pewno to My...''






                     Nastał kolejny dzień. Dzień, w którym Jula miała pożegnać się z Łukaszem i resztą znajomych. Żałowała, ale w  Polsce czeka ktoś, kto bardziej jej potrzebuje. Jak na razie nie mogła niczego wytłumaczyć, wyjaśnić Piszczkowi. Myślała, że może jeszcze kiedyś się spotkają i wtedy opowie mu całą swoją historię ze szczegółami.
                   Na zegarze wybiła czternasta. Radwańska musiała zacząć się szykować na mecz. Wiedziała, że zaraz po spotkaniu z Mainz, odbędzie się impreza  Andrzejkowa, której pomysłodawcami byli właśnie Łukasz oraz Kuba.
                   Dziewczyna spięła włosy w kok, po czym zrobiła lekki makijaż. Ubrała jasne jeansy oraz żółty, wełniany sweterek z czarnymi, niedużymi paseczkami po bokach. Wzięła jeszcze najpotrzebniejszą rzecz, czyli ukochaną, dosyć sporą brązowawą torbę. Na nogi nałożyła wyższe, brązowe botki na średnim obcasie. Na koniec, zarzuciła na siebie kożuszek, koloru butów. Około 14 : 40, Julia była w drodze na Signal Iduna Park.







***






                   Łukasz od samego rana był poddenerwowany. Szkoleniowcy byli pewni, że piłkarz stresuje się występem w meczu, jednakże Piszczek tym akurat w ogóle się nie przejmował. Myślał o wczorajszym incydencie. Był na siebie zły. Zły na to, że wyszedł  z domu i zostawił Julię samą. Mógł to załatwić inaczej, a on uciekł jak tchórz! Cały czas bił się z myślami i jakoś nie umiał przestać się obwiniać. Naprawdę nie chciał stracić swojej najlepszej przyjaciółki.
                  Razem z kolegami z drużyny, Piszczu odbywał przedmeczowy trening na boisku SIP. Wszyscy byli bardzo skupieni, ale nie szczędzili sobie żartów oraz śmiechów. To podtrzymywało mężczyznę. Atmosfera w zespole sprawiała, że ten zapominał o źle świata i swoich, osobistych problemach.  To było dla niego bardzo ważne, dlatego cieszył się, że w Borussi można czuć się jak w rodzinie, a nie jak w pracy.
                  Piszczek jak zawsze, kręcił się u boku Kuby i Marco. Razem dyskutowali o swoich wizjach meczu, albo po prostu o tym, co im ślina na język przyniesie. Błaszczykowski zawsze rozweselał przyjaciół i sprawiał, że ze świetnymi humorami rozpoczynali potyczki z przeciwnikami z Bundesligi.
                -Marco, muszę Ci coś powiedzieć.-zaczął Łukasz.
                -Słucham.-podał piłkę Kubie.
                -Julka wyjeżdża.-rzekł beznamiętnie, choć w środku czuł okropny żal.-Jutro.
                -Jak to? Dlaczego? Przecież...-poczuł jak ,,gula'' staje mu w gardle.- Jestem zaszokowany! Dlaczego ona to robi? Pogodziliśmy się niedawno, a teraz po prostu wyjedzie?- Blondyn nie ukrywał rozgoryczenia.-Nie wiem co powiedzieć.
                -Uwierz mi, ja również nie wiedziałem. Czułem jedynie złość i cholerną chęć zatrzymania jej.-syczał.-Ale się nie da! Musimy pogodzić się z faktem, że już jutro jej tutaj nie będzie.
                -Chłopaki, głowa do góry! Przecież będziecie do siebie dzwonić. Wszystko będzie okej. Może nawet ją odwiedzicie.-pocieszał ich Kuba, który jako jedyny posiadał trzeźwe myślenie w tej kwestii.-Zachowujecie się jakby Julia wyjeżdżała na koniec świata, a to tylko Polska. Weźcie się w garść!
Piszczek i Reus pokręcili jedynie głowami i wrócili do treningu, który dobiegał końca. Na zegarku wybiła piętnasta, co oznaczało, że piłkarze musieli zacząć się przebierać w stroje meczowe.








***






                  Kibice usłyszeli pierwszy gwizdek! Piłkarze Borussi od pierwszych minut chcieli grać na sto pięćdziesiąt procent. Przez pierwszych dziesięć minut gra obu drużyn była dosyć spokojna. Zawodnicy bardzo ostrożnie rozgrywali każdą akcje, aby nie pozwolić na kontrę. Gracze Mainz byli szczególnie wyczuleni. Wiedzieli, że nie mogą pozwolić Dortmundowi na szybki kontratak. Pierwszą niebezpieczną sytuacje drużyna z Moguncji stworzyła w 11 minucie, kiedy strzał zza pola karnego oddał Geis. Na szczęście, Roman jak zwykle popisał się świetną interwencją! Następnie gra ponownie się uspokoiła, a piłkarze obu zespołów nigdzie się nie śpieszyli. W 26 minucie pod bramkę Mainz zaczął biec Marco Reus, który chwilę później podał piłkę Robertowi Lewandowskiemu, lecz ten nie trafił nawet w światło bramki.
Nie długo przed końcem pierwszej połowy zawodnicy FVS zaatakowali bramkę Romana, jednakże bramka nie padła. Dortmundczycy nie dadzą sobie w kaszę dmuchać, dlatego szybko odpowiedzieli na atak i poprowadzili akcje. Strzał oddał Pierre-Emeric Aubameyang, lecz ku nieszczęściu Żółto-Czarnych, bramkarz gości był w świetnej formie i nie dał sobie strzelić gola.
-DO PRZERWY BEZ BRAMEK W DORTMUNDZIE!!(Wiem,że był to mecz na wyjeździe, ale tak wyszło ;D ) -Huczeli komentatorzy sportowi, chcąc wzbudzić mieszane emocje u kibiców jak i u piłkarzy, którzy zeszli do szatni w nietęgich nastrojach.
                   Julia siedziała jak na szpilkach. Obserwowała każdy ruch na boisku - mimo przerwy, obserwowała murawę, niecierpliwie czekając na powrót graczy. Nawet nie zauważyła, kiedy ktoś się do niej dosiadł.
                  -Niedługo strzelą bramkę.-usłyszała, po czym błyskawicznie odwróciła się w stronę źródła kobiecego głosu.
                  -O, to Ty?-zauważyła sympatyczną blondynkę.-Miło Cię widzieć, Agato.
                  -Ciebie też, to jak oglądamy razem?
                  -Pewnie!-spojrzała z powrotem na boisko, na które poczęli wychodzić piłkarze.
Po chwili, wszyscy usłyszeli gwizdek, informujący o rozpoczęciu drugiej połowy meczu! Piłkarze ponownie rozpoczęli spokojnie. Dopiero w 69 minucie zaczęło się dziać coś ciekawego. Tuż przed polem karnym został sfaulowany młodziutki Eric Durm. Ku uciesze piłkarzy Borussi - sędzia podyktował rzut wolny! Futbolówkę zaczął ustawiać Auba. Wszyscy wierzyli w jego umiejętności, ale nikt nie spodziewał się, że Gabończyk wykona go tak perfekcyjnie! Dortmund oszalał, po fenomenalnej bramce Pierre'go.  Nie dane jednak było, aby BVB długo cieszyło się z prowadzenia. W 73 minucie, Łukasz Piszczek sfaulował zawodnika Mainz w polu karnym. Zły na siebie, odbiegł w stronę Klopp'a, aby przeprosić za stratę dla zespołu. Sędzia - podyktował rzut karny. Piłkarz z Moguncji, pewnie zamienił go w bramkę. Roman nie miał szans na obronę...  Jednakże gospodarze szybko pokazali swój charakter i w 78 minucie przeprowadzili świetną akcje! Lewandowski podał do Aubameyanga, a ten strzelił na pustą bramkę. Ale co tam się dzieje?! Zawodnik Maizn obronił piłkę ręką! Nie, to nie  bramkarz! Gracz z pola, bronił piłkę ręką! Sędzia natychmiast odgwizdał przewinienie i ponownie przyznał jedenastkę Borussi! Tym razem do piłki podszedł Lewy i oddał silny strzał! Piłka w siatce! Kibice ponownie wpadli w euforię! Borussia na prowadzeniu! -Cóż za emocje!-krzyczał komentator.
Mainz po straconej bramce na siłę chciało się zrehabilitować - próbowali różnych ataków, jednakże na marne! Obrona BVB była nie do przedarcia! Super! 90 minuta, a wynik bez zmian - 2 : 1 dla Dortmundczyków, jednak to nie koniec emocji! W doliczonym czasie gry, Durm zostaje sfaulowany w polu karnym! Kolejna jedenastka dla Pszczół! Do piłki podchodzi Lewandowski i po raz kolejny bezbłędnie trafia! Piłkarze z Dortmundu cieszą się razem z kibicami! To piękne! Po niedługim czasie, szczęśliwi Borussen schodzą do szatni.







***






             Łukasz był bardzo szczęśliwy, jednakże czegoś mu brakowało - ciągle wyczekiwał przyjścia Julii, którą chciał się nacieszyć.
             Po godzinie, piłkarze wyszli  przed stadion. Byli tak dosłownie wszyscy - nawet kontuzjowani zawodnicy, którzy jak zawsze wspierali swój klub.
             -Wiecie co?-odezwał się Ilkay.
             -Słuchamy Cię.-zachichotał Kuba, który jak zwykle  miał świetny humor.
             -Będzie dobra impreza!-stwierdził Gundogan.
             -Wiadomo.-zaśmiali się jego koledzy, którzy na pewno byli tego samego zdania.
             -Patrzcie, kobiety idą!- zawołał Roman. Faktycznie - żony, narzeczone, dziewczyny oraz przyjaciółki piłkarzy zmierzały w ich stronę. Na twarzach mężczyzn od razu pojawił się szeroki uśmiech - po udanym meczu, nie ma nic lepszego od uścisku ze swoją ukochaną.
             -Jak myślisz, Julia tam idzie?- spytał dyskretnie, Marco.
             -Widzę ją!- szepnął radośnie Piszczek.-Jest obok Agaty i Jenny.
             -Chodźmy do niej!-szturchnął swojego przyjaciela i przyśpieszył krok. Łukasz również przyśpieszył i chwile później byli blisko niej. Z daleka mogli podziwiać jej piękne czarne włosy, które luźno opadały na jej ramiona. Obdarowywała ich delikatnym, subtelnym uśmiechem.
               -Hej.-przywitała się, ledwo słyszalnie.
               -Przepraszam.-Piszczek błyskawicznie wziął ją w ramiona i mocno przytulił.-Wybaczysz mi moje humorki?- uśmiechnął się, aby rozluźnić napiętą atmosferę.
               -Jasne, że tak Pyszczku!- poklepała go po policzku.- Dzisiaj będzie super!
               -Wiem, ale musisz obiecać, że zadzwonisz do mnie od razu jak dolecisz do Polski, zrozumiano?
               -Oczywiście, panie kapitanie.-zaśmiała się, po czym spojrzała na Marco, który dotrzymywał im kroku.-Chodź tu blondasku.- wyciągnęła ku niemu ręce. - Tęskniłam, wiesz? - uśmiechnęła się, po czym wtuliła się w jego ciało.- Kocham Was, chłopaki...-wyznała, patrząc w niebo.-Musicie mi obiecać, że odwiedzicie mnie w Polsce.
              -Jasne, nim się obejrzysz, będziemy Ci siedzieć na kanapie w salonie!-zaśmiał się Łukasz, który czuł niezmierne szczęście.
           
               Piszczek, Reus i Błaszczykowski zamówili wspólną, siedmioosobową taksówkę. Agata wraz z Julką plotkowały razem, o swoich sprawach. Zauważyły, że doskonale się rozumieją i śmiało mogą mówić o sobie - przyjaciółki.
              -Okej dziewczyny, jesteśmy na miejscu.-oznajmił Jakub.-Aguś, masz to nasze żarcie?
              -No mam, przecież męczyłeś cały wieczór, żeby nie zapomnieć.-przewróciła oczami, po czym zachichotała razem z Julką.

           






***







                Impreza trwała w najlepsze! Wszyscy bawili się w najlepsze. Na dodatek, atmosfera jaka panowała w lokalu była fenomenalna!
                Łukasz usiadł przy stole obok Marco i  Julii. Na przeciwko zaś, usiadł Kuba i Agatka. Wszyscy popijali wino, niektórzy mocniejsze trunki, a jeszcze inni byli abstynentami i  nie tykali alkoholu.
                -Możemy chwilę pogadać, okruszku?-Piszczek popatrzył Julii prosto w oczy.
                -Jasne.-uśmiechnęła się i odstawiła kieliszek z winem.
                -Chodźmy na zewnątrz, dobra?-zapytał, po czym wstał z krzesła. Ona zaraz za nim. Poszli po kurtki, a zaraz później wyszli do ogrodu.
                -Łukasz, proszę Cię...-szepnęła.-Ja chciałabym Cię przeprosić. Przepraszam, że nie mogę Ci tego wszystkiego powiedzieć o sobie i swoim życiu...wiesz? Kiedyś Ci opowiem... Może kiedyś się jeszcze spotkamy, prawda?
                -Kiedyś? Kobieto, przecież ja Cię będę odwiedzał! Raz w miesiącu przynajmniej. Przyjaźnimy się, prawda? Jesteś jedyną osobą, która teraz jest dla mnie ważna. Wiesz, ja też nie mówię Ci wszystkiego...Kiedyś Ci opowiem.-objął ją ramieniem.-A Ty, jeżeli będziesz miała jakiś problem, albo coś w tym stylu to przyjeżdżaj do mnie! Mój dom, to Twój dom.-pogłaskał jej włosy.
                -Dziękuje Ci. Kochany jesteś, wiesz? Pierwszy raz, czuję, że mogę na kogoś naprawdę liczyć.
                -Przestań, mała.-pocałował ją w skroń.-Przyjaciółko.
                -Niesamowity jesteś.-uśmiechnęła się.-Pamiętaj, że dzwonie od razu po wylądowaniu w Polsce.- dźgnęła go w brzuch.-Więc miej telefon w rączce, Piszczuniu.-zaśmiała się.
                -Okej, a teraz...chodźmy się bawić z resztą!

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Święta, święta...




























           
                                                               Wesołych Świąt ! 




                     Z okazji świąt Bożego Narodzenia, chciałabym życzyć Wam wszystkiego co najlepsze!  Abyście były zadowolone z życia i z niego korzystały, a co się z tym wiąże - abyście były zdrowe! Życzę Wam spełnienia nawet najskrytszych marzeń, szczęścia w życiu rodzinnym, zawierania prawdziwych przyjaźni i oczywiście, abyście spotkały miłość swojego życia! Na ten moment oczywiście, życzę Wam spędzenia tych świąt w miłej oraz rodzinnej atmosferze! (Ciekawych prezentów pod świątecznym drzewkiem! )
Życzę Wam, aby Nowy  Rok był lepszy od poprzedniego! Po prostu, aby był szczęśliwy. Dużo uśmiechu w 2014 r. i dużo radości!
                              Pokrótce - WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!



                                                               

                                                                                  Życzy, Izaa ;**




                                   I love you, my girls <3 ;**